Statystyki są alarmujące: jak wynika z informacji konsulatu RP w Londynie, tylko w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zanotowano aż 20 przypadków, gdy brytyjscy urzędnicy musieli ingerować w życie polskich rodzin. To ponad dwukrotnie więcej niż w latach 2004-2007. Rodzice, którym odebrano dzieci płaczą i rozpaczają. Tymczasem - jak mówią eksperci - powinni wiedzieć, że w Wielkiej Brytanii system opieki nad rodziną działa zupełnie inaczej niż w Polsce. Wystarczy jeden sygnał, że w danej rodzinie dzieje się źle, by natychmiast do akcji wkroczyli pracownicy socjalni. Ich cel to odseparować dziecko od rodziców i czasowo, dopóki nie poprawi się sytuacja w domu, umieścić je w rodzinie zastępczej.
”Pracownicy socjalni działają często bardzo bezwględnie. Wystarczy przypomnieć historię, kiedy brytyjskie władze zagroziły, że odbiorą rodzicom dziecko tylko dlatego, że było zbyt otyłe” - mówi mecenas Mariusz Paplaczyk, którzy od lat reprezentuje Polaków przed sądami w Wielkiej Brytanii. I ostrzega: polscy imigranci powinni lepiej poznać prawo obowiązujące na Wyspach.
Co najbardziej zaskakuje Polaków? ”Szybkość działania opieki społecznej” - twierdzi polski wicekonsul w Manchesterze Szymon Białek. ”Szczególnie po słynnej sprawie Baby P., półtorarocznego dziecka, które w ubiegłym roku zostało zakatowane przez matkę i jej kochanków, tutejsi urzędnicy wolą być nadgorliwi niż coś zaniedbać” - mówi wicekonsul. Jego zdaniem Polacy nie mają pojęcia, że wywiad środowiskowy na Wyspach jest bardzo drobiazgowy. ”Nawet pobierając zasiłek trzeba być gotowym na to, że wszystkie podawane informacje na temat sytuacji rodzinnej zostaną dokładnie sprawdzone” - mówi Białek.
Taki szok przeżyła tydzień temu Polka z okolic Manchesteru. Jej partner, cudzoziemiec, którego poznała w Wielkiej Brytanii, po domowej kłótni oskarżył ją o to, że dolewa alkoholu do mleka dzieci. ”W domu natychmiast pojawiła się policja, traf chciał, że dzieci były akurat same w domu. Natychmiast je zabrano i umieszczono w rodzinie zastępczej” - opowiada wicekonsul Białek.
Równie dramatyczną historię opisał wydawany w Londynie polski tygodnik ”Cooltura”. W marcu zeszłego roku polski emigrant Wojciech wrócił pijany z pracy, zrobił żonie awanturę zarzucając jej niewierność, a potem zaczął demolować mieszkanie. Jak opowiadała żona, nie był agresywny wobec niej ani dwójce dzieci, ale wolała wynieść się na noc do koleżanki. Pewnie małżonkowie pogodziliby się następnego dnia, jednak sąsiedzi zawiadomili policję, a ta pracowników społecznych.
Dzieci zostały objęte programem ochrony, a ojciec dostał zakaz zbliżania się do nich. Kiedy Anna chciała, by mąż wrócił do domu usłyszała od urzędników, że jeżeli chce zachować prawa rodzicielskie, powinna odejść od partnera, który jest niebezpieczny. Kiedy rodzeństwo wyjechało do Polski, szkoła powiadomiła o tym policję, a ta oskarżyła ojca o uprowadzenie. Wtedy wszczęto sprawę o odebranie rodzicom prawa do opieki nad dziećmi. Ostecznie przekazano ją polskiemu sądowi, jednak dzieci nie mogą wrócić do Wielkiej Brytanii, bo wtedy niechybnie zostałyby odebrane matce i ojcu. ”Nasza rodzina jest rozbita i wciąż nie możemy pojąć, że według brytyjskich władz to dla dobra dzieci” - żalili się rodzice.
Dziennikarka polskiego tygodnika ”Cooltura” Michalina Buenk podaje kolejny przykład niewiedzy, która kończy się tragedią: pewna para polskich emigrantów dowiedziała się pocztą pantoflową, że dostanie szybciej mieszkanie komunalne, jeśli udowodni, że w rodzinie dochodzi do przemocy. Małżonkowie upozorowali więc pobicie żony.
Rzeczywiście dostali mieszkanie od miasta, tyle tylko, że opieka społeczna natychmiast umieściła ich dzieci w rodzinie zastępczej. Nie jest to oczywiście równoznaczne z utratą praw rodzicielskich: jeżeli rodzice włączą się w specjalny program (tzw. Children Act), który pokaże, że mają wolę poprawy, mogą dzieci odzyskać. ”Pracownikom socjalnym bardzo zależy, żeby rodzina się poprawiła, rodzicom też na tym zależy, więc często sprawy mają szczęśliwy finał” mówi wicekonsul Szymon Białek.
”W zależności od charakteru sprawy, rodzice w ciągu kilku tygodni, najdalej miesięcy odzyskiwali opiekę nad dziećmi” - dodaje Michał Mazurek pierwszy sekretarz ambasady RP w Londynie. Dyplomata twierdzi, że w znakomitej większości przypadków zaniedbania ze strony rodziców były ewidentne. ”W postępowaniach, o których informacje powziął nasz konsulat w Londynie, nie dostrzegliśmy dyskryminującego traktowania obywateli polskich, a interwencje podejmowane przez miejscowe władze dyktowane były dobrem dzieci” twierdzi dyplomata. Według niego zdarza się jednak, że rodzice nieodwracalnie stracą prawa rodzicielskie. On sam wie o trzech takich sprawach.
Zdaniem Małgorzaty Kłyż, psycholog pracującej w brytyjskiej firmie Rainbow Fostering, która zajmuje się poszukiwaniem rodzin zastępczych, takich dramatów będzie coraz więcej. Ona sama w ostatnim roku szukała angielskich opiekunów aż dla sześciorga małych Polaków. ”Miałam rodzinę z dwójką dzieci 12-latek i niemowlę. Rodzice pili, były też problemy psychiczne i zaniedbywali dzieci” - opowiada. Ta sprawa miała jednak szczęśliwy finał - pracownicy społeczni pomogli bioolgicznej matce dzieci się usamodzielnić, znaleźli jej mieszkanie i dzięki temu odzyskała dzieci.
Jest też i druga strona medalu: niektórzy Polacy wiedzą, jak łatwo jest na Wyspach utracić dziecko i dlatego na wszelki wypadek wolą nie prosić opieki społecznej o pomoc. ”Znam ojca, który stracił pracę i został sam z dwuletnim synem na bruku, bo żona go opuściła. Ten człowiek błąkał się przez kilka dni po ulicach Londynu, ale nie chciał się zwracać do brytyjskich służb, bo bał się, że zabiorą mu syna” - opowiada Ewa Sadowska z Fundacji Barka. Dzięki pomocy fundacji mężczyzna wrócił do Polski.