Nie lada zaskoczenie spotkało podróżnych, którzy w środę wieczorem chcieli na stronie internetowej Intercity sprawdzić rozkład jazdy pociągów. Zamiast godzin przyjazdów i odjazdów ujrzeli bowiem informację od tureckich hakerów. "Poziom zabezpieczeń tej strony = zero" - napisali włamywacze. Hakerzy - oprócz sfery wizualnej - zadbali również o stronę multimedialną: zaskoczonym internautom przygrywała wpadająca w ucho piosenka.
Choć dziś witryna działa już normalnie, to wczorajszy atak przypomniał polsko-turecką wojnę hakerów z lipca i sierpnia 2008 r. Zaczęło się 20 lipca od ataku tureckiej grupy hakerów podpisującej się jako Sanal Harekat na stronę wałbrzyskiego sądu rejonowego. Hakerzy ograniczyli się wtedy jedynie do wykorzystania prostego błędu witryny i stworzenia własnej podstrony w serwisie sądu. W ten sposób uznali stronę za złamaną.
To nie spodobało się innej grupie hakerów, tym razem polskich. Stwierdzili oni, że Turcy nie potrafią "zrobić tego porządnie" i w ramach nauczki... podmienili stronę główną sądu, całkiem paraliżując jej pracę. Przy okazji zamieścili tam przeprosiny dla władz sądu i obietnicę darmowej pomocy w zabezpieczeniu przed Turkami. Po kilkunastu godzinach polscy hakerzy rozpoczęli główną część odwetu.
Włamali się i zablokowali 20 tureckich stron rządowych, 25 edukacyjnych oraz 250 witryn komercyjnych. Zhakowana została także witryna www.sanalharekat.com należąca do tureckich hakerów. Polacy wszędzie zamieszczali swój manifest i wyśmiewali Turków oraz sposób przeprowadzania przez nich ataków. "Tureckie władze nie chcą bądź też nie są w stanie zająć się własnymi internetowymi wandalami, zatem my naszym atakiem mamy zamiar uświadomić im, że nie są bezkarni. Oko za oko, ząb za ząb" - pisali polscy hakerzy.
Na odpowiedź Turków trzeba było trochę poczekać, ale za to była ona spektakularna. Pod koniec sierpnia zaatakowali i zablokowali ponad 400 polskich stron, na których zamieścili napis "Hacked By Deep-Blues ~ Türk Hacker!". Wydawało się, że na tym polsko-turecka wojna się zakończyła.
Wczorajszy atak na stronę polskich kolei może ponownie rozpętać wzajemne ataki między polskimi i tureckimi specami od internetu. "Takim blokowaniem stron internetowych zazwyczaj zajmują się tzw. script kiddies" czyli nastolatki, które liznęły trochę zasad bezpieczeństwa internetowego i pospisują się swoimi umiejętnościami" - mówi nam Zbigniew Engiel z firmy Mediarecovery zajmującej się informatyką śledczą.
"Są młodzi, czasem nawet nieźli w te klocki, więc wydaje im się, że są w sieci bogami" - tłumaczy Piotr Olszewski, administrator serwisu Hakerzy.net i spec od bezpieczeństwa sieciowego. "A skoro są bogami, to pokazują, że mogą zrobić wszystko, i niestety często reagują na zaczepki zmasowanymi atakami" - dodaje Olszewski.
"Script kiddies nie można lekceważyć. Bo choć wydają się niegroźni, mogą narobić niezłego bałaganu. Wystarczy, że zablokują strony banków czy podmienią informacje na ważnych portalach informacyjnych, by narobili poważnych problemów" - mówi Engiel.
21-letni polski haker, z którym rozmawiał DZIENNIK, jest zniesmaczony tureckim atakiem: "Haker powinien się zajmować ujawnianiem luk w zabezpieczeniach sieciowych, a nie wykorzystywaniem tych już ujawnionych luk do utrudniania innym życia" - mówi nam rodzimy haker. "Ci, którzy tak robią, są niepoważni. Tak naprawdę nawet nie chwalą się jakimiś nadzwyczajnymi umiejętnościami. Niestety wiele takich głupich dzieciaków jest też w Polsce, więc tylko czekać ich odwetu" - dodaje haker.