Czy w Polsce może powtórzyć się scenariusz z Azji Południowo-Wschodniej, spustoszonej przez gigantyczne fale tsunami w 2004 roku? Zdaniem dwóch wizjonerek z Łodzi, wszystko jest możliwe. Dlatego wysłały do pomorskich władz samorządowych ostrzeżenie o wielkiej fali, która w kwietniu ma zalać wybrzeże Bałtyku.

Reklama

Obie kobiety chcą zachować anonimowość, ale jak precyzują, tsunami poprzedzą wstrząsy na dnie morza, o większej sile niż trzesięnie ziemi zarejestrowane w Skandynawii w grudniu. Tamte miały 4,7 stopnia w skali Richtera.

Urzędnicy podeszli do sprawy nad wyraz poważnie. Kopię ostrzeżenia rozesłali do pomorskich urzędów zarządzania kryzysowego. "Choć na pierwszy rzut oka informacje te nie wydają się wiarygodne, to jednak ich nie bagatelizujemy" - tłumaczy rzecznik magistratu w Ustce, Jacek Cegła.

Urząd Wojewódzki w Gdańsku zlecił nawet specjalną analizę prawdopodobieństwa takiego kataklizmu. Przeprowadzi ją jeden z naukowców.

>>>Przyroda zabiła ponad 200 tysięcy ludzi

"Przy spełnieniu pewnych warunków odnośnie mechanizmu trzęsienia ziemi, fale tsunami mogłyby się na Bałtyku pojawić, jednak byłyby to fale o niedużej wysokości" - uspokaja geofizyk z Polskiej Akademii Nauk, doktor Wojciech Dębski.

Ostatnie przekazy historyczne o tsunami w Polsce pochodzą z 1779 roku. Wtedy właśnie wysokie fale nawiedziły Trzebiatów oraz Łebę. W kwietniu porwały prom z trzebiatowskiego portu i zaniosły go w głąb lądu. W marcu tsunami zalało Łebę, a w Kołobrzegu cofnęło się morze, odsłaniając dno.