W Ameryce gra, choć wywołuje pewne kontrowersje, już odniosła sukces. ”Z jednej strony jest bardzo zabawna i wciągająca, ale gdy sobie uświadomimy, o co w niej chodzi, może zadziałać przygnębiająco” - tłumaczy w USA Today Mary Flangan, jedna ze współautorek gry. Internauci piszą, że jest smutna i zabawna zarazem. A autorzy dodają, że chodzi o grę... protest.

Reklama

Reguły gry są bardzo proste. Gracz ma przed sobą pola, w których znajdują się poszczególni zatrudnieni. Kiedy uda mu się ustawić trzech pracowników tak samo ubranych obok siebie, wtedy znikają i pojawiają się na dole ekranu w urzędzie pracy. A firma w ten sposób zaoszczędza miliony dolarów. Jeżeli uda się zwolnić pięciu naraz, oszczędza jeszcze więcej.

Kiedy już nie daje się zwolnić większej ilości osób, a firma nadal słabo przędzie, pozostaje prośba o pożyczkę do banku.

Jednak to, co wzbudza najwięcej emocji, to że osoby, które się zwalnia, nie są tylko bezimiennymi postaciami. O nie. Tak jak w rzeczywistym świecie mają nie tylko imię, lecz także znajdują się w konkretnej życiowej sytuacji. A więc wyrzucamy na bruk "Franka, cichego i przyjemnego księgowego, który ma cukrzycę" lub też "Wesa, kierowcę autobusu, ojca, który samotnie wychowuje dziecko".

Wygrana polega na oparciu się wzruszającym historyjkom o trudnej sytuacji życiowej naszych pracowników i pozbyciu się ich wszystkich - oprócz bankierów, którzy są nietykalni.

To nie jest pierwsza gra inspirowana kryzysem ekonomicznym. Inna to "Miliardy Busha", gdzie z jednej strony jest były amerykański prezydent, a z drugiej Nancy Pelosi, spiker Izby Reprezentantów USA. Przy napadzie do banku spotykają się w ostrej strzelance i walczą o 700 mld dol. Tyle dokładnie Bush proponował w pakiecie ratunkowym dla instytucji finansowych.