W taki sposób pod ścianą bank postawił 32-letnią Ewę z Warszawy. Wydała już 40 tysięcy złotych, za które kupiła materiały do budowy domu w podwarszawskim Sulejówku. - Kupiłam, bo pośrednik zawiadomił mnie, że bank dał wstępną zgodę na kredyt. Potrzebna jest tylko zgoda sądu na podział ziemi, na której stawiam budynek i wówczas kredyt - 400 tysięcy złotych - dostaję - opowiada nam kobieta.

Reklama

Wszystko było w porządku do 26 marca. Wtedy Santander oficjalnie poinformował, że w ogóle wycofuje się z udzielania kredytów hipotecznych i to wycofuje się niemal natychmiast. Aklienci, którzy mieli wcześniej obiecany kredyt, mają czas na załatwienie formalności tylko do pierwszego kwietnia. - Dano mi kilka dni na załatwienie sprawy, której nie jestem w stanie załatwić, bo na decyzję sądową czeka się 30 dni - mówi Ewa. - Jestem więc bez kredytu i z ogromnym długiem u pracowników i dostawców, którego nie mam z czego spłacić - dodaje.

>>>Podejrzane praktyki Polbanku

Rzeczniczka Santandera Magdalena Suchanek tłumaczy, że bank wycofuje się z kredytów, bo są one mało opłacalne. - Zapewniam, że klienci, którzy uzyskali już pozytywną decyzję kredytową, otrzymają przyznane środki - mówi nam Suchanek. Jednak ta obietnica dotyczy tylko tych klientów, którzy mieli podpisane promesy z bankiem. Ci, którzy jak pani Ewa mają jedynie wstępną zgodę kredytową, pieniędzy nie dostaną. - Wstępna zgoda przyznawana jest z zastrzeżeniem doniesienia dodatkowych dokumentów, a kiedy ich nie ma, nie będzie kredytu - mówi Suchanek.

Reklama

- Bank dał swoim klientom tak krótki termin na uzupełnienie formalności, że mógł z góry przewidzieć, że wielu nie będzie go w stanie dotrzymać. Taka praktyka wygląda, jakby bank liczył na to, że się nie wyrobią - uważa ekspert rynku bankowego Michał Macierzyński.

>>>Ukryte pułapki w umowach kredytowych

W trudnej sytuacji może być co najmniej kilkaset osób, którym bank kredyty obiecał, a które nie są w stanie dostarczyć do końca miesiąca dokumentów. - Ten bank nie był na polskim rynku potentatem, ale i tak co miesiąc udzielał kredytów na kilkadziesiąt milionów złotych. To pozwala szacować, że miał co miesiąc kilkuset klientów, z których część może nie zdążyć z formalnościami - mówi nam Aleksandra Łukasiewicz z firmy doradztwa finansowego Open Finance. Doradcy z innych firm, z którymi rozmawialiśmy, mówią, że w niemal w każdym ich oddziale jest klient w podobnej sytuacji, który miał uzupełnić jakieś dokumenty i wówczas odebrać kredyt. - I te osoby nie mają szans, by wyrobić się z formalnościami - mówi nam doradca z Finamo.