Dwa "domonty" jeszcze do niedawna użytkował jako pawilony administracyjne Radomski Szpital Specjalistyczny. Jeszcze stoją - ale puste, lada moment zostaną rozebrane. "Te konstrukcje wytrzymują w ogniu 15 minut. Mamy remizę za płotem, strażacy często nas odwiedzają. Zawsze mówili, żeby coś z tymi budynkami zrobić, najlepiej się ich pozbyć. W razie pożaru nie ma możliwości szybkiej ewakuacji" - mówi DZIENNIKOWI zastępca dyrektora ds. technicznych szpitala Janusz Puton.
Ale łatwopalne "domonty" w innych miejscach Polski nadal służą: wystarczy wpisać do wyszukiwarki "domont" oraz "budynek" i natychmiast pojawią się linki do ośrodków wypoczynkowych i sportowych oferujących miejsca noclegowe w "hotelach typu Domont" oraz instytucji publicznych, rozpisujących przetargi na remont takich konstrukcji. A jeśli nawet jakiś ośrodek wypoczynkowy nie mówi nic na stronie internetowej o "domontach", to często na zdjęciach hotelu można rozpoznać charakterystyczną pudełkowatą sylwetkę domu.
"Domonty" przywędrowały do Polski z Niemieckiej Republiki Demokratycznej w latach 60. To niemieccy architekci opracowali projekt budynku mieszkalnego szybko składanego w całość na miejscu przeznaczenia np. jako hotel dla budowlańców przy wielkich budowach, tymczasowe pomieszczenia administracyjne itp.
Z wypowiedzi inżynierów i architektów wynika, że ich konstrukcja zawsze była oparta na stalowym szkielecie wypełnionym płytami wiórowymi lub innymi łatwopalnymi materiałami. Jeśli budynek miał mieć więcej niż jedno piętro - parter był żelbetowy. Tak właśnie wyglądał "domont" w Kamieniu Pomorskim. "Stawiano je w miesiąc, dwa, wszędzie tam, gdzie trzeba było szybko zakwaterować ludzi. Powstało ich pewnie koło kilkuset w całej Polsce" - mówi DZIENNIKOWI profesor Stanisław Tobolczyk, architekt, który zetknął się z "domontami" na placach budów, którymi kierował.
Ale dokładna liczba i położenie łatwopalnych "domontów" jest nieznana. Nie istnieje już żadna z wytwórni tych budynków. Jedna z pierwszych - Zakłady Domów Wytwarzanych Fabrycznie "Domont", powstały w Zalesiu Górnym pod Warszawą, ale zostały wchłonięte przez warszawski Stolbud w 1978 roku - wynika z dokumentacji w Archiwum Państwowego dla Warszawy.