Z takich działań słynęła dotąd włoska mafia: jej liderzy nawet zza krat kierowali swoimi bandytami. Teraz policjanci z Gorzowa wpadli na trop identycznego mechanizmu. "Piotr S. >Szymek< oraz Janusz W. >Czarny< siedzieli w więzieniach skazani za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Przed ośmioma laty udowodniliśmy im, że stali za serią brutalnych napadów rabunkowych" - tłumaczy oficer lubuskiej policji.
>>>Polacy dostarczali broń włoskiej mafii
Wierni im bandyci specjalizowali się w napadach na TIR-y. Przed laty to była prawdziwa plaga w całym kraju. "Zaczęliśmy się orientować, że choć trafili do więziennych cel, to nie stracili wpływu na świat przestępczy" - opowiadają policjanci.
Choć te sygnały brzmiały nieprawdopodobnie, to policjanci z wydziału kryminalnego policji w Gorzowie postanowili je skrupulatnie zbadać wspólnie z prokuratorami z poznańskiego wydziału przestępczości zorganizowanej. W efekcie odkryli, że obaj gangsterzy wydają polecenia niemal na bieżąco. W jaki sposób komunikowali się ze światem zewnętrznym? Na razie śledczy nie chcą ujawniać szczegółów. Nieoficjalnie jednak dowiedzieliśmy się, że korumpowali strażników. Ci w zamian za gotówkę dostarczali im do cel telefony. Taka działalność kwitła aż do minionej środy.
>>>Groźny gangster uciekł policji. Dostał cynk?
"Zatrzymaliśmy kilka osób, które na polecenie >Szymka< i >Czarnego< kradły samochody i następnie je legalizowały. Rozprowadzali również narkotyki" - mówi jeden z prokuratorów znających sprawę. Dotąd policjanci nie zatrzymali jeszcze żadnego ze strażników. Jednak w poznańskiej prokuraturze usłyszeliśmy, że jest to jedynie kwestia czasu.
"Prawdą jest, że w polskich więzieniach za pieniądze można załatwić wszystko. Znamy przypadki, gdzie strażnicy przemycali do cel nie tylko telefony, ale również dziewczyny" - mówi oficer Centralnego Biura Śledczego.
>>>CBŚ zatrzymało bandytów "młodego Pruszkowa"
Właśnie miały się skończyć wyroki gangsterów, jednak obydwaj stracili szansę rychłego odzyskania wolności. Teraz za kratkami spędzą kolejne osiem lat.
"Kierowali zza krat, ale jeszcze bardziej niebezpieczni byliby na wolności. To przykład prawdziwego działania prewencyjnego policji, która nie dopuściła do ich uwolnienia" - mówi DZIENNIKOWI prokurator z Poznania.