Największy problem to samowolne przerywanie terapii antybiotykowej - robi to nawet 40 proc. pacjentów. Jak jednak pociesza dr Przemysław Kardas z łódzkiego Uniwersytetu Medycznego, akurat to nie jest typowo polską przypadłością.

"Ze wszystkich badań wynika, że podobnie zachowują się ludzie na całym świecie. Odstawiają leki, kiedy tylko ustępują najostrzejsze objawy, i nagminnie robią sobie dyspensę na huczną zabawę" - mówi. Ale problem nie dotyczy tylko antybiotyków, bo równie lekkomyślnie zachowują się osoby z chorobą wieńcową i podwyższonym poziomem cholesterolu. Nieco rozważniejsi są cukrzycy, ale i tak co szósty samowolnie zmienia lub przerywa leczenie.

Reklama

>>>Producent napoju sieje panikę: epidemia groźnej choroby zagraża Polsce

Zdaniem psychologa społecznego Zbigniewa Nęckiego takie zachowanie wynika z polskiego charakteru narodowego. "Jesteśmy emocjonalno-słomiano-histeryczni. Lubimy wierzyć w cuda i niefrasobliwie rzucamy się w wir zabawy z okrzykiem: jakoś to będzie" - mówi.

Reklama

Przykładów, jak Polacy lekceważą zalecenia lekarzy, jest mnóstwo. Doktor Arkadiusz Niklas z Poznania wspomina staruszkę, która miała przyjmować trzy razy dziennie 12 różnych leków w różnym zestawieniu. Starsza pani zmieliła wszystkie lekarstwa w młynku i jadła trzy razy dziennie łyżeczkę tego proszku. Przyznała się do tego podczas wizyty kontrolnej, tłumacząc, że przepisowe zażywanie leków zbytnio komplikowało jej życie.

Z kolei Kardas opowiada o pacjentce z alergią, której zalecono inhalacje. "Zamiast jednak aplikować je sobie do ust, chora spryskiwała powietrze w toalecie, po czym zamykała się w niej na kilka minut. Po prostu uznała, że tak będzie lepiej" - opowiada.

Często złe stosowanie leków wynika z niewiedzy. "Kiedyś zaleciłem pacjentowi dietę niskocholesterolową. Miał jeść wyłącznie białe mięso. Przy następnej wizycie spytałem: jak dieta? On na to, że bardzo ciężko i nie może już patrzeć na białe mięso. Wtedy zapytałem: jak to? Nie smakują panu kurczaki? Okazało się, że pacjent jadł tylko słoninę" - mówi doktor Mariusz Cios z Chełma. Inny jego pacjent mimo wyraźnych wskazań zażywał czopki... doustnie. Potem powiedział, że nie mógł ich połknąć, dlatego... rozsmarowywał je na chlebie z masłem

Reklama

>>>Niezbity dowód na to, że chipsy szkodzą na serce

Jeszcze inną historię opowiada łódzki chirurg dr Michał Nowicki. Młody chłopak miał się u niego stawić na czczo na zabieg usunięcia żylaków. "Okazało się, że wypił karton soku pomidorowego, bo myślał, że na czczo oznacza bez jedzenia, a sok to przecież tylko picie" - wspomina lekarz.

Problem jednak w tym, że - zdaniem Kardasa - taka niefrasobliwość w leczeniu może kosztować państwo nawet 6 mld zł rocznie. "Pacjenci, którzy przerywają leczenie lub dawkują leki po swojemu, częściej trafiają do szpitali. Najgorzej jest z przewlekle chorymi, którzy powinni brać leki regularnie, nieraz przez całe życie. Choroby takie jak nadciśnienie czy podwyższony poziom cholesterolu nie dają żadnych uciążliwych objawów, więc ludzie przestają przyjmować leki, a potem lądują w szpitalu z zawałem" - mówi.

Z kolei dr Michał Nowicki codziennie spotyka pacjentów, którzy po operacji odmawiają przyjęcia środków przeciwbólowych. "Czują się dobrze, bo jeszcze działa znieczulenie. Po dwóch godzinach pojawia się ogromny ból, ale wtedy trzeba już podać większą dawkę. Chory dłużej dochodzi do siebie, częściej pojawiają się komplikacje" - tłumaczy.

Socjolog Krzysztof Łęcki uważa, że nieposłuszeństwo polskich pacjentów wynika przede wszystkim z braku zaufania do środowiska medycznego. "Ciągle słyszymy o różnych aferach, o przekupywaniu lekarzy przez firmy farmaceutyczne. Dlatego wierzymy lekarzom tylko wtedy, gdy nie mamy innego wyjścia, bo sami nie potrafimy poradzić sobie z dolegliwościami" - mówi.