"Kampanie informacyjne na temat przemocy odniosły skutek: dzieci wiedzą, jaką mają w ręku broń i wykorzystują ją przeciwko dorosłym" - mówi Aleksandra Śniegocka, pedagog z Bydgoszczy. Ona sama miała niedawno do czynienia z dwiema nastolatkami, którym nie spodobał się nowy partner mamy. "Poskarżyły się w szkole, że mama w ogóle się nimi nie zajmuje. Gdy zbadaliśmy sprawę, okazało się, że po prostu próbowały zrobić jej na złość" - opowiada.

Reklama

Eksperci z Niebieskiej Linii, anonimowego telefonu dla ofiar przemocy, zajmowali się przypadkiem chłopca z rozbitej rodziny, który skarżył na matkę, mówiąc m.in., że "jest straszna i go bije". Szybko wyszło jednak na jaw, że chciał w ten sposób wymóc częstsze widzenia z ojcem. "Czasem przez takie zmyślanie czy koloryzowanie dziecko chce zwrócić uwagę na jakiś inny problem, który dręczy rodzinę, a z którym nie potrafi sobie samo poradzić. To nie zawsze jest złośliwość" - przekonuje psycholog Lucyna Gromulska.

>>>Zobacz najmłodszego terrorystę świata

Polskie nastolatki od dłuższego czasu wręcz bombardują przeznaczone dla nich infolinie, aby dowiedzieć się, jakie mają prawa. "Często dzwonią tylko po to, aby zapytać, czy istnieje jakiś konkretny przepis, na który będą się mogły powołać, aby na przykład uniknąć klasówki" - opowiada Marek Żebrowski z biura rzecznika praw dziecka. "Mają bardzo konkretne pytania: jak ciężki może być ich tornister, ile mogą mieć klasówek w tygodniu i zadań domowych. Chcą mieć argument w rozmowie z nauczycielem czy rodzicami" - dodaje Żebrowski.

Reklama

>>>Policja ściga szalonego deskorolkowca

Co powinni zrobić rodzice, kiedy ich nastoletnie dziecko grozi złożeniem skargi do pedagoga albo telefonem do infolinii dla ofiar przemocy? "Rozmawiać z nim" - mówią zgodnie eksperci. Aleksandra Śniegocka zwraca uwagę, że dziecko, które ucieka się do takiego nieuczciwego chwytu, na pewno nie robi tego bez przyczyny. "To zawsze dzieje się w rodzinach, w których jest problem z relacjami, z komunikacją" - mówi. Mediator rodzinny Robert Boch radzi z kolei: "Trzeba traktować dziecko poważnie. Jeśli będziemy z nim rozmawiać o problemach, to nie zareaguje szantażem w momencie, kiedy na przykład odmówimy mu dania wyższego kieszonkowego" - mówi.

On sam nie ma jednak wątpliwości, że konfabulacja i szantaż to cena, jaką warto ponieść za wysoką świadomość prawną dzieci. "Nawet gdyby dzięki wiedzy, gdzie można się zwrócić po pomoc, miało się uratować choćby jedno dziecko, to i tak będzie to wielki sukces" - mówi. Wtóruje mu psycholog Jolanta Zmarzlik z fundacji Dzieci Niczyje. Jej zdaniem w Polsce wciąż zbyt wiele dzieci nie potrafi się poskarżyć na mamę i tatę, nawet wtedy gdy rzeczywiście się nad nim znęcają.