Skłotersi (bo tak się nazywają) na ulicę Elbląską 9 trafili cztery lata temu. W 2007 r., kiedy firma Stora Enso Recyckling opuściła sortownię, stworzyli tam swoją siedzibę.Odremontowali budynki, wyczyścili plac. "Zaczęliśmy budować niezależne centrum kultury dla znudzonych komercją i masówką" - mówi Sławomir Bolek, mieszkaniec "Elby”. "Ludzie wyobrażają sobie nas jako lumpów, którzy nic nie robią, tylko piją i ćpają, a jest zupełnie inaczej. Pracujemy, uczymy się, nierzadko na dwóch, trzech kierunkach" - zaznacza.

Reklama

W piątek jednak zmuszeni byli do wyjścia na ulice i pikietowania przed siedzibą Stora Enso Recycling przy Jagiellońskiej. Chcieli wymóc na władzach właściciela firmy poważne traktowanie i zwrócić na siebie uwagę władz stolicy. Ich dotychczasowej siedzibie przy Elbląskiej grozi przecież zagłada. Właściciel działki postanowił wszystko zburzyć, choć jeszcze niedawno proponował im założenie stowarzyszenia i podpisanie umowy o użyczenie działki wraz z budynkami. "Byli dla nas bardzo przychylni, nawet sami zaproponowali nam taką drogę, bo - jak tłumaczyli - w kryzysie i tak nie sprzedadzą działki" - mówi Bolek.

Zaraz po spotkaniu z właścicielem mieszkańcy opuszczonej sortowni postanowili założyć stowarzyszenie, by móc zostać na Elbląskiej. "Złożyliśmy papiery, by uzyskać osobowość prawną jako stowarzyszenie" - twierdzi Bolek.

Firma jednak zmieniła zdanie i postanowiła po prostu oczyścić działkę. "Poinformowali nas o tym pracownicy spółki, pod którą w piątek pikietowaliśmy, i za nic mieli to, co zaproponowano wcześniej" - mówi Bolek. Uczestnicy piątkowego protestu dobrze rozumieją, że zajmowany teren ma właściciela, który ma prawo nim rozporządzać. "Nie chcemy jednak, by nasza siedziba została zburzona, a na działce nic się nie działo" - zaznacza Bolek.

"Chcemy sprzedać ten teren, więc musimy go oczyścić, nastąpi to nie później niż za półtora miesiąca" - mówi Maria Rochoń, rzeczniczka Stora Enso Poland.

W obronie mieszkańców "Elby” wystąpiły stołeczne organizacje pozarządowe. "Jesteśmy zaniepokojeni sposobem podejścia do animatorów działań społecznych i kulturalnych organizowanych w budynkach przy Elbląskiej 9/11" - mówi Piotr Cykowski, z Fundacji Inna Przestrzeń. "Nie chcemy występować przeciw prawu własności, ale zwrócić uwagę na to, że miasto powinno zainteresować się tą obroną tej inicjatywy" - dodaje. Na dowód pokazuje list z 10 kwietnia przesłany do miejskiego Biura Kultury. Dyrektor biura Marek Kraszewski był w piątek nieosiągalny.

Jeśli miasto nie pomoże, los mieszkańców i przychodzącej tam młodzieży jest przesądzony. Działka jest bardzo atrakcyjna, to prawie 5500 mkw., przeznaczona jest w miejskim planie zagospodarowania na cele biurowo-usługowe.

"Nie można pozbawiać Warszawy ważnych, niezależnych miejsc" - mówi Cykowski.