MAGDALENA JANCZEWSKA: Jakie błędy popełniają lekarze, lecząc ból?
JAN KOS*: Interweniują dopiero, gdy pacjent zaczyna się bardzo skarżyć na cierpienie i nie może już wytrzymać z bólu. Wtedy środek często nie działa albo przynosi ulgę z opóźnieniem. Wielu specjalistów nie wie, jak uprzedzić atak.
Dlatego zdecydował się pan na zmiany w swoim szpitalu?
Jestem lekarzem internistą-diabetologiem, przez wiele lat widziałem, jak cierpią pacjenci w związku z powikłaniami naczyniowymi czy neuropatycznymi. Co chwilę słyszałem skargi od pracujących w moim szpitalu lekarzy i apele, że trzeba wypracować lepsze standardy leczenia bólu. Zacząłem dużo na ten temat czytać i zrozumiałem, że wcale tak nie musi być. Dlatego właśnie zdobyliśmy certyfikat Polskiego Towarzystwa Badania Bólu. Przygotowywaliśmy się do tego prawie rok.
Opłacało się to?
Wiem, że to nie był zbędny wydatek. Wprowadzenie serwisu bólowego wcale nie jest takie kosztowne. Największa zmiana dotyczy samego podejścia do leczenia bólu. Poza tym dyrektor szpitala musi zdać sobie sprawę, że pacjent jest jego klientem, który płaci za pobyt, a zadaniem szpitala jest zdobywanie klientów. Oczywiście jak na jakimś terenie jest jeden szpital – to można uznać, że pacjent nie ma wyjścia. Ale takie traktowanie chorych prędzej czy później się zemści. Szpital musi na siebie zarabiać, a informacja o tym, że u nas się nie cierpi, bardzo szybko rozniosła się pocztą pantoflową. W ubiegłym roku, w porównaniu z 2007, mieliśmy o 1600 więcej pacjentów, nawet z innych województw.
*Jan Kos, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Tarnobrzegu