51-letni Marian Górski twierdzi, że nigdy nie zapomni poniedziałku 27 kwietnia 2009 r. Późnym wieczorem ten śmiertelnie chory mieszkaniec podszczecińskich Polic dowiedział się od lekarzy, że następnego dnia dostanie nową wątrobę. Dawcą zdrowego organu był motocyklista, który za życia nie wyraził sprzeciwu wobec transplantacji. Po operacji, zadzwonił do nas, by na łamach DZIENNIKA podziękować rodzinie zmarłego za darowane mu nowe życie.

Reklama

O Marianie Górskim pisaliśmy dwa miesiące temu. Chory mężczyzna na transplantację czekał od sierpnia zeszłego roku, był na liście pilnych przypadków. Sytuacja była bardzo poważna, pewnego dnia Górski zapadł w śpiączkę. – Ale nawet wtedy wierzyłam, że mąż z tego wyjdzie. Ciągle mu mówiłam, że jest przecież jeszcze taki młody. Tyle rzeczy przed nim, nasz syn żeni się w czerwcu, jeszcze musimy doczekać się wnuków – opowiada Danuta Górska.

Cała rodzina podporządkowała życie czekaniu na wiadomość, że znalazł się dla ojca dawca. Informacja z Poltransplantu dotarła do szpitala wojewódzkiego w Szczecinie dwa tygodnie temu wieczorem. Kilka dni wcześniej 30-letni motocyklista z Poznania miał wypadek. Gdy specjaliści stwierdzili u niego śmierć mózgową, szczecińscy lekarze podjęli decyzję, że jadą do szpitala w Poznaniu. – Pędziliśmy na sygnale jakieś 170 km/h. Pokonanie odcinka o długości 240 km zajęło nam dwie godziny – opowiada regionalny koordynator przeszczepów Jerzy Myśliwiec. Do szpitala wojewódzkiego w Poznaniu ekipa dotarła o północy. Tam zmuszeni byli jednak poczekać jeszcze trzy godziny, bo wcześniej lekarze z Zabrza zgłosili się po serce tego samego mężczyzny.

W ten sposób zmarły uratował życie dwóm innym ludziom. Jak jednak mówi Adam Mikstacki, ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii poznańskiego szpitala, to zasługa wielu osób. Przede wszystkim lekarzy, którzy szybko zakwalifikowali dawcę do przeszczepu i nie bali się trudnej rozmowy z bliskimi. Ale także samych krewnych, którzy mimo cierpienia nie sprzeciwili się pobraniu narządów. – Gdy powiedziałem rodzinie, że nastąpiła śmierć mózgowa i zasugerowałem, że można by pobrać organy, nikt nie zaprotestował. Uznali, że ich bliski z pewnością by sobie tego życzył – wspomina tę rozmowę Adam Mikstacki.

Reklama

Niestety bliscy zmarłych nadal często odmawiają pobrania organów od ojca, żony czy dziecka. Często powołują się przy tym na swe przekonania religijne, choć Kościół katolicki od dawna nie tylko nie zabrania przeszczepów, ale wręcz do nich zachęca. Dwa lata temu Episkopat Polski oficjalnie poparł nawet kampanię społeczną pt. „Nie zabierajmy swoich organów do Nieba. One potrzebne są na Ziemi”.

Podobną akcję rozpoczęła kilka dni temu Fundacja TVN „Nie jesteś sam” i Polska Unia Medycyny Transplantacyjnej. W spotach telewizyjnych i na plakatach znane osoby przekonują do zakupu silikonowej bransoletki z hasłem „Powiedz Tak” oraz Karty Oświadczenia Woli, na której wypisuje się zgodę na przeszczep organów po śmierci. Dostępne na Allegro i w drogeriach Rossmann w całej Polsce czarne bransoletki kosztują 5 złotych. I jak się okazuje, sprzedają się jak świeże bułeczki. Jedną z twarzy kampanii jest aktorka Anna Dymna. – Życie jest największą wartością. Jeśli ktoś może dać innej osobie taki dar po swojej śmierci, to naprawdę jest to cud – mówi Dymna, która oprócz pracy w teatrze prowadzi także Fundację Mimo Wszystko zajmującą się pomocą niepełnosprawnym.

Być może właśnie dzięki takim akcjom świadomość, że organy zmarłego człowieka mogą innemu uratować życie jest w Polsce – co przyznają wszyscy specjaliści od transplantacji – coraz większa. Jak mówi prof. Wojciech Rowiński, krajowy konsultant ds. transplantologii, sporą zasługę mają też media, które coraz częściej rzetelnie piszą o tym problemie.