Antysemityzm odegrał istotną rolę w historii wydarzeń marcowych 1968 roku. Kampania antysyjonistyczna, w trakcie której dokonywano czystek w środowiskach partyjnych, państwowych, literackich, akademickich, filmowych i wojskowych, oraz będąca ich następstwem emigracja, należą do najczarniejszych kart w historii PRL-u. W 1968 roku akcja antysemicka nie skończyła się co prawda pogromami - jak miało to miejsce dwa lata wcześniej - jednak niejednokrotnie dochodziło do dramatycznych zdarzeń, łącznie z przemocą fizyczną (pobicie Stefana Kisielewskiego). W latach 1968-1969 Polska była postrzegana na arenie międzynarodowej jako kraj antysemicki. W maju 1969 roku Zgromadzenie Doradcze Rady Europy przyjęło rezolucję, w której potępiono antysemityzm i domagano się od Polski zaprzestania prowadzenia nagonki antysemickiej oraz przywrócenia społeczności żydowskiej praw religijnych i kulturalnych.

Reklama

ZACZĘŁO SIĘ OD WOJNY

Grunt dla marcowego antysemityzmu zaczął się kształtować od początku lat 60. Szczególną rolę odegrało tu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych z Mieczysławem Moczarem na czele. Funkcjonariusze MSW interesowali się społecznością żydowską i nie ukrywali swojego antysemityzmu. Uwagę skupili m.in. na Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym Żydów w Polsce (TSKŻ), a w szczególności przyglądali się założonemu przy nim w Warszawie w 1962 roku Klubowi Młodzieżowemu "Babel". Z czasem klub ten stał się - jak czytamy w partyjnych opracowaniach - symbolem syjonistycznego spisku, stanowił forum propagandowe szowinizmu i nacjonalizmu żydowskiego.

Bezpośrednim katalizatorem akcji antysemickiej była wojna izraelsko-arabska rozpoczęta 5 czerwca 1967 roku. Konflikt, który w istocie był kolejną potyczką na linii Związek Radziecki (popierający kraje arabskie) i Stany Zjednoczone (sprzymierzone z Izraelem), wpłynął na przyspieszenie negatywnych dla społeczności żydowskiej procesów w Polsce. Już 12 czerwca PRL zerwał stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Wojna sześciodniowa wywołała też duże poruszenie w polskim społeczeństwie. Z jednej strony można było zauważyć wzmożony wykup towarów żywnościowych spowodowany całkiem realną obawą wybuchu trzeciej wojny światowej. Z drugiej - wbrew oficjalnemu stanowisku peerelowskich władz - wielu mieszkańców kraju sympatyzowało z Izraelem. W związku z tym służby podległe MSW od pierwszych dni zaczęły rejestrować wszelkie wypowiedzi o charakterze proizraelskim, czyli "syjonistyczne". Nieprecyzyjne pojęcie "syjonizm" stało się podstawowym hasłem propagandy marcowej.

Reklama

"PIĄTA KOLUMNA"

Przeprowadzeniu kampanii antysyjonistycznej sprzyjało przemówienie Władysława Gomułki, które wygłosił na VI Kongresie Związków Zawodowych 19 czerwca 1967 roku. Wystąpienie było transmitowane przez radio i telewizję. Gomułka dużo uwagi poświęcił wojnie na Bliskim Wschodzie. Oświadczył, że w związku z aplauzem, z jakim agresja Izraela spotkała się w środowiskach Żydów - obywateli polskich, którzy z tej okazji urządzali nawet libacje, nie czyniliśmy przeszkód […] w przeniesieniu się do Izraela, jeżeli tego pragnęli. Stoimy na stanowisku, że każdy obywatel Polski powinien mieć tylko jedną ojczyznę - Polskę Ludową. […] Ale nie chcemy, aby w naszym kraju powstała piąta kolumna. To były mocne słowa. "Piątą kolumną" określano niemieckich sabotażystów działających w Polsce i współpracujących z III Rzeszą. Niejednokrotnie w pierwszych miesiącach wojny mordowali oni Polaków na tyłach wojsk okupantów. Nazwanie w ten sposób ludności żydowskiej - głównej ofiary nazizmu, spotkało się z dezaprobatą nawet w kierownictwie partyjnym. Pod wpływem nalegań Edwarda Ochaba - członka Biura Politycznego i przewodniczącego Rady Państwa - sformułowanie to wykreślono z tekstu opublikowanego w prasie.

Przemówienie Gomułki ośmieliło skupionych wokół Moczara "partyzantów" i przyczyniło się do nasilenia wystąpień antysemickich. Podczas akademii z okazji utworzenia MO i SB 7 października 1967 roku minister spraw wewnętrznych wygłosił przemówienie, w którym porównał zachowanie wojsk izraelskich w stosunku do Arabów do działań hitlerowców wymierzonych przeciwko Polakom. Państwo Izrael przedstawił jako sojusznika rewizjonistów niemieckich w walce z innymi narodami. Tak nakreślony obraz wroga - sojusz izraelskich syjonistów i niemieckich rewizjonistów - stał się podstawą propagandy marcowej.

Reklama

ŻYDOWSKI SPISEK

Temat od razu podchwyciła prasa. Pojawiło się wiele tekstów piętnujących syjonistów, które doskonale oddawały klimat i treść przemówienia Gomułki. Słowo "syjonista" było w marcowej propagandzie pojęciem tyleż kluczowym, co niejednoznacznym. Nie każdy Żyd był syjonistą, a czytelnicy mogli odnieść wrażenie, że syjonista nie zawsze musi być Żydem. Wystarczyło być literatem, naukowcem bądź zajmować lukratywne stanowisko. W kampanii propagandowej istotne było także przekonanie opinii publicznej, że w kraju istnieje żydowski spisek, zorganizowany we współpracy z zagranicznymi ośrodkami syjonistycznymi. Andrzej Werblan, historyk i członek KC PZPR, w artykule opublikowanym w "Miesięczniku Literackim" odkrywał taki spisek i demaskował politykę kadrową prowadzoną przez grupę działaczy o tendencjach sekciarskich i kosmopolitycznych. Jedną ze szczególnych cech tej polityki - twierdził autor - było wysuwanie na odpowiedzialne stanowiska, zwłaszcza w niektórych ogniwach aparatu władzy, w propagandzie, w MSZ i MHZ oraz na stanowiska personalników, ludzi pochodzenia żydowskiego.

CZYSTKA RASOWA

Podczas marcowych wystąpień studenckich kampania antysemicka weszła w decydującą fazę. Na Uniwersytecie Warszawskim 11 marca 1968 roku pojawiła się ulotka "Kogo popieracie?", w której anonimowi autorzy przestrzegali studentów przed uleganiem wpływowi prowokatorów stanowiących sam kwiat bananowej młodzieży. Szczegółowo wyliczono w niej, kto był członkiem klubu "Babel" (Aleksander Smolar, Henryk Szlajfer, Józef Dajczgewand). W oczach organizatorów kampanii antysemickiej klub stanowił centrum antypaństwowego spisku. Jak pisze Piotr Osęka: Żydowskie pochodzenie, ustosunkowani rodzice i ponadprzeciętny dobrobyt to kwintesencja zarzutów, jakie marcowa propaganda będzie stawiać "komandosom".

LISTY ŻYDÓW

Główną rolę w kampanii antysemickiej i gorliwej "akcji oczyszczającej" odegrali skupieni wokół Moczara "partyzanci", funkcjonariusze MSW i ludzie związani z PAX-em. Dysponowali oni starannie przygotowanymi listami Żydów i osób pochodzenia żydowskiego zatrudnionych w poszczególnych zakładach pracy. Wypadki, że ktoś dopiero z tych list dowiadywał się o swoim żydowskim pochodzeniu, wcale nie były odosobnione. Organizowano zebrania i masówki, na których dozwolone były wszelkie zarzuty i pomówienia. Tworzono grupy operacyjne, potocznie zwane hunwejbinami, które przeprowadzały czystki rasowe. Wydarzenia te rozgrywały się w atmosferze, w której obrona przed najbardziej niedorzecznymi nawet zarzutami była praktycznie niemożliwa. Jeżeli ktoś stanął w obronie pomówionego, automatycznie sam stawał się "syjonistą", wobec którego stosowano takie same represje. Wcale nie trzeba było mieć żydowskich przodków, by zostać uznanym za Żyda. Bardziej niż metryka do takiej etykiety predestynowało zajmowane stanowisko. Za Żydów uznawano ludzi władzy, pisarzy źle widzianych przez ówczesne władze partyjne, dużą część środowiska naukowego i świata mediów. Czystkę rasową przeprowadzono też w wojsku.

WYJECHALI NAUKOWCY I LITERACI

Konsekwencją nagonki antysemickiej była masowa emigracja ludności żydowskiej. W powojennej historii naszego kraju była to trzecia fala emigracji. Wcześniejsze miały miejsce bezpośrednio po wojnie i w latach 1956-1957. Podczas "marcowej" emigracji, według różnych źródeł, wyjechało 13-20 tysięcy osób. Jerzy Eisler, powołując się na dokument z 1973 roku, stwierdził, że w latach 1968-1972 wyemigrowało w sumie ponad 15 tysięcy osób. Cechą charakterystyczną tej emigracji była jednak nie jej liczebność, lecz to, kto wyjechał. Kraj opuścili ludzie nauki (Leszek Kołakowski, Włodzimierz Brus, Bronisław Baczko, Zygmunt Bauman, Krzysztof Pomian), filmu (Aleksander Ford) i pióra (Arnold Słucki, Witold Wirpsza, Stanisław Wygodzki, Jan Kott). Zarówno polska kultura, jak i nauka straciły wiele wybitnych osobowości. Wśród wyjeżdżających znalazły się także osoby, które w okresie stalinowskim pracowały w aparacie bezpieczeństwa, sądownictwie oraz aparacie partyjnym. Ludzie ci mieli na sumieniu wiele niegodziwości. Opuszczając Polskę, uniknęli po prostu odpowiedzialności prawnej za swoje czyny.

BILET W JEDNĄ STRONĘ

Cechą charakterystyczną tej emigracji był klimat, w jakim ludzie decydowali się na wyjazd. Decyzji o opuszczeniu kraju towarzyszyły zwykle dramatyczne okoliczności: wyjątkowo silna presja medialna i polityczna oraz świadomość, że nie ma powrotu. Gwałtownie kończyły się przyjaźnie, rozpadały małżeństwa. Osoby wyjeżdżające nie otrzymywały paszportów, lecz specjalne dokumenty podróży, uprawniające do przekroczenia granicy Polski tylko w jedną stronę. W dodatku jako jedyny cel podróży można było podać Izrael, nawet jeśli nie zamierzało się tam jechać. Był to proceder bezprawny, zarówno w świetle przepisów krajowych, jak i międzynarodowych.

W połowie 1968 roku w środkach masowego przekazu zaczęto stopniowo wyciszać antysemicką kampanię. Już 29 maja Gomułka na spotkaniu kierownictwa warszawskiego komitetu partii z Sekretariatem KC stwierdził: Towarzysze, nie będziemy akcji dalej rozniecać. Niecały miesiąc później, 24 czerwca, na zlecenie władz cenzura wprowadziła takie zalecenie skierowane do środków przekazu (objęło ono też administrację i sądownictwo): Należy zaprzestać zbędnego eksponowania i nagromadzenia publikacji na temat syjonizmu […]. Przy omawianiu tła wydarzeń marcowych nie należy eksponować żydowskiego pochodzenia ich inspiratorów […]. Przy omawianiu zmian kadrowych należy unikać sformułowań, które by bezpośrednio podkreślały żydowskie pochodzenie osób, których zmiany dotyczą. W sprawach sądowych nie podkreślać żydowskiego pochodzenia podsądnych. Zaniechano tym samym kontynuowania kampanii antysemickiej.

W 1968 roku ruszyła ofensywa medialna przeciw syjonistom. Takim epitetem mógł być nazwany każdy, kto sympatyzował z Izraelem. Marcowa kampania propagandowa była niezwykle brutalna - swoją retoryką dorównywała prasie stalinowskiej. Jak zauważył historyk Piotr Osęka: Setki artykułów złożyło się na wizerunek złowrogiego syjonisty: urozmaicony, choć spójny obraz wroga. Odmalowany w propagandzie przeciwnik posiadał wiele właściwości alternatywnych: był młody lub stary, mieszkał w kraju albo za granicą, odpowiadał za zbrodnie stalinizmu bądź należał do "reakcyjnej bandy".

POŻEGNANIA NA DWORCU GDAŃSKIM

Symbolicznym miejscem pożegnań dla "marcowych" emigrantów stał się Dworzec Gdański w Warszawie. Odjeżdżały stamtąd międzynarodowe ekspresy do Wiednia i Paryża. Przez wiele miesięcy odprowadzano tu emigrujących. Symbolicznej wymowy nabrał fakt, że wyjazdy te odbywały się z tego samego miejsca, z którego podczas wojny odchodziły transporty do Treblinki. Na Dworzec Gdański przychodzili nie tylko członkowie rodzin, przyjaciele i znajomi wyjeżdżających. Byli też tacy, którzy nie odprowadzali bliskich, ale poprzez swoją obecność na peronie solidaryzowali się z emigrującymi.

p