Ukrywający się za granicą groźni polscy przestępcy, którzy trafili na listę stu najbardziej poszukiwanych w Europie i Stanach Zjednoczonych, w Polsce mogą spać spokojnie. Powód? Policja boi się publikować listy gończe w internecie, tłumacząc, że nie zlecają im tego sądy i prokuratury.

Poszukiwana przez policje całej Europy piątka Polaków to bardzo groźni przestępcy - sprawcy morderstw, brutalnych napadów, gwałtów i rozbojów. Wszystkie popełnili w kraju, po czym uciekli za granicę.

Ich wizerunki pojawiły się na stronie "Crimestoppers" - brytyjskiej organizacji non profit, która we współpracy z tamtejszą policją publikuje informacje na temat najbardziej niebezpiecznych przestępców: oprócz ich wizerunków, także nazwiska, daty urodzenia, szczegóły popełnionych zbrodni, a nawet opisy tatuaży. Wszystko to ma pomóc w ich schwytaniu.

Jak się jednak okazuje, to, co od dawna praktykowane jest za granicą, w Polsce natrafia na poważne przeszkody. Efekt - na stronach polskiej policji umieszczono zdjęcie tylko jednego z pięciu poszukiwanych za granicą bandytów.

"Decyzję o opublikowaniu danych osoby poszukiwanej wraz ze zdjęciem musi podjąć ten, kto wystawił list gończy. Czyli sąd lub prokuratura. Bez tego nic nie możemy zrobić" - mówi Tadeusz Kaczmarek z mazowieckiej policji.

Sędziów dziwią takie tłumaczenia. "Wyjaśnianie, jak ma być opublikowany list gończy, ma taki sam sens jak napisanie, że przestępca ma być złapany po pościgu samochodem lub rowerem" - ironizuje sędzia Jarema Sawiński z Krajowej Rady Sądownictwa.

Zdziwienia nie kryje też wiceprezes "Crimestoppers International" Michael Gordon-Gibson. "To mocno utrudnia ściganie przestępców. Jak ktoś ma wiedzieć, że na przykład w jego sąsiedztwie mieszka poszukiwany przestępca?" - mówi.

Okazuje się jednak, że policjanci wcale nie popełniają błędu. Zgodnie z zaleceniem Ministerstwa Sprawiedliwości publikację listu gończego w internecie może polecić jedynie sędzia lub prokurator. "Rzeczywiście, istnieje takie zalecenie" - potwierdza Katarzyna Szeska z Prokuratury Krajowej. "Mogę tylko apelować do kolegów, by korzystali z niego jak najczęściej" - dodaje.

Jednak zdaniem ekspertów sytuacja zmieni się dopiero po znowelizowaniu kodeksu postępowania karnego, który pozwala na publikowanie zdjęć przestępców w prasie i telewizji, ale nic nie mówi o internecie.

"To niedopatrzenie. Nie dziwię się, że policjanci nie umieszczają listów w internecie, bo nie chcą mieć kłopotów. Dlatego potrzebna jest nowelizacja kodeksu" - twierdzi Marian Filar, poseł i profesor prawa karnego. "Wystarczy w ogóle zrezygnować z wymieniania sposobów publikacji i sprawa będzie załatwiona".

















Reklama