Typową ofiarą domowego terroru jest 45-letni Michał K. z Ciechanowa, choć długo nie zdawał sobie z tego sprawy. W jego domu o wszystkim decydowała żona: dokąd wyjadą na wakacje, jak urządzą mieszkanie i do jakiej szkoły poślą dzieci. ”Ty się nie odzywaj” - mówiła, gdy próbował przeforsować własne zdanie. Mężczyzna znosił to latami z pokorą, ale sytuacja gwałtownie się pogorszyła, gdy kilka miesięcy temu stracił pracę.

Reklama

Najpierw żona tylko mu wypominała, że jest nieudacznikiem. Potem zaczęła kontrolować, ile je i robiła wymówki, że wyżywienie go zbyt dużo kosztuje. Kiedy próbował z nią dyskutować, zaczęła go bić. Szarpała, okładała pięściami, popychała, a wszystko to działo się na oczach dzieci. ”Pan Michał zwrócił się do nas, kiedy już zupełnie nie wiedział, co robić z agresywną małżonką. Był na skraju depresji i w totalnej desperacji” - mówi Elżbieta Muzińska, szefowa ciechanowskiego biura ds. rozwiązywania problemów alkoholowych.

Muzińska zna mnóstwo sytuacji, gdy mężczyźni padli ofiarą przemocy z rąk kobiety. Dlatego bardzo denerwuje ją, gdy takie historie są traktowane z przymrużeniem oka. ”Niestety w naszym społeczeństwie wciąż silny jest stereotyp, że chłop, który da się bić babie, jest po prostu śmieszny. Efekt jest taki, że panowie, nad którym znęcają się żony, nie mają gdzie szukać pomocy” - dodaje terapeutka. I tłumaczy: kiedy kobieta jest bita, może o tym opowiedzieć mamie albo zwierzyć się przyjaciółkom. Mężczyzna tego nie zrobi, bo wie, że jedyną reakcją będzie zapewne śmiech. To zaś tylko potęguje jego poczucie, że jest nieudacznikiem. ”A poza tym często rodzina nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że syna czy brata bije kobieta” - dodaje Elżbieta Muzińska.

Nic dziwnego, skoro problem z tym mają nawet specjaliści, do których zgłaszają się mężczyźni.
”Widzę, jak silnie zakodowane jest stereotypowe myślenie, że to kobiety są zawsze ofiarami. Bo choć mam sześciu pacjentów, nad którym żony ewidentnie się znęcają psychicznie, zawsze w pierwszym momencie jestem zdziwiona, że oto widzę zupełnie bezradnego faceta” - opowiada Katarzyna Przyborowska, wiceprezes stowarzyszenia OPTA pomagającego ofiarom przemocy.

Reklama

Co gorsza, bardzo podobnie reagują policjanci. ”Pan się tak daje? Kobiecie?” - powątpiewają, przyjmując zgłoszenie o problemach w domu. Na dodatek funkcjonariusze o wiele chętniej wierzą kobiecie niż jej pobitemu partnerowi. A że to on ma widoczne obrażenia? Widocznie żona działała w samoobronie - zakładają.

Zresztą najczęściej mężczyźni w ogóle nie wzywają policji. Z jednego prostego powodu: wstydzą przyznać się do tego, że zostali pobici przez słabą kobietę. Męczą się więc w samotności i dopiero, gdy sytuacja zaczyna ich przerastać, szukają pomocy w specjalistycznych ośrodkach. Tak właśnie zrobił Jacek R., bogaty biznesmen z Małopolski. Jego żona nadużywała alkoholu, a kiedy próbował jej chować butelki, wpadała w prawdziwą furię. Biła go i wyzywała. Wiedziała, że bardzo zależy mu na dobrej opinii w mieście, więc groziła, że jeśli nie da jej alkoholu, wyjdzie boso w piżamie na dwór i narobi mu wstydu. Koszmar trwał kilka lat, ale w końcu Jacek R. namówił agresywną małżonkę na wspólną terapię.

Często jednak mężczyźni nie mają nawet pojęcia, że w ich związku dzieje się źle. ”Moja partnerka mnie regularnie bije w twarz. Co z tym zrobić? Czy to przemoc?” - pisał na jednym z forów internauta Jacek. Szybko się dowiedział, że nie jest jedynym Polakiem, który ma taki problem. Jak wynika z badania Instytutu Psychologii Zdrowia PTP, do policzkowania partnerów przyznaje się aż 6 proc. kobiet. Równie popularne jest popychanie i szarpanie. Jak wynika z danych policji, w ciągu ostatnich 10 lat liczba przypadków przemocy wobec mężczyzn wzrosła niemal trzykrotnie – z 4 do 10 tys. rocznie.