Założenia są bardzo proste: uczniowie podstawówek i gimnazjów będą mieli cztery godziny wychowania fizycznego w tygodniu. Tyle tylko, że dwie z nich będą się odbywać jak dotąd w sali gimnastycznej, a pozostałe dwie mogą zostać zorganizowane poza szkołą. Uczniowie będą więc mogli wybierać, czy chcą chodzić na lekcje tańca, czy może uczyć się gry w tenisa, czy raczej szermierki albo siatkówki.

Reklama

Problemy zaczynają się, gdy przychodzi do realizacji tych założeń. ”Nie mam pojęcia, jak od września będą wyglądać zajęcia wychowania fizycznego” - mówi anonimowo dyrektorka jednego z warszawskich gimnazjów. ”Mnożą się interpretacje, oczekuje się od nas zorganizowania jakiś specjalnych lekcji tańca czy tenisa. Ale na pewno nie otrzymamy na to dodatkowych pieniędzy. I nadal nie wiadomo, czy będziemy dzieciom zaliczać zajęcia, na które chodzą poza szkołą. Jeżeli tak, to byłoby absurdalne” -dodaje.

MEN wyjaśnia jednak, że to szkoła musi przedstawić uczniowi ofertę zajęć na miarę możliwości własnych i gminy. Michał Zakrzewski, nauczyciel WF i trener tenisa stołowego z Warszawy przyznaje, że to duży problem dla biednych szkół z małych miejscowości, które nie mają odpowiedniego zaplecza. Inaczej jest w stolicy. ”W szkołach, w których uczę, oferta zajęć sportowych jest tak szeroka, że każdy znajdzie coś dla siebie” - mówi. I zapowiada, że z pewnością nie będzie honorować żadnych zaświadczeń o uczestnictwie w zajęciach poza szkołą.

Ta właśnie sprawa budzi spore wątpliwości, bo znowelizowana ustawa nie zakazuje wprost przynoszenia takich dokumentów. ”Jeśli jednak dyrektor zgodziłby się przyjąć zaświadczenie od ucznia, który na przykład chodzi wieczorami na siłownię, to szkoła będzie odpowiedzialna za to, co z tym uczniem na siłowni się dzieje. Wątpię, żeby ktokolwiek zdecydował się na takie ryzyko” - mówi Zofia Cichelewska, nauczyciel-konsultant wychowania fizycznego w mazowieckim Samorządowym Centrum Doskonalenia Nauczycieli.

MEN ucina jednak te spekulacje. ”To nie jest tak, że uczeń może chodzić na dowolne zajęcia sportowe po szkole i przynosić zaświadczenia” - mówi wiceminister Zbigniew Marciniak. Jak tłumaczy, w wyprowadzeniu części zajęć WF ze szkoły chodziło przede wszystkim o to, by wyjść naprzeciw zainteresowaniom uczniów. ”Żeby dziecko, które nie lubi grać w piłkę nożną, mogło np. uczestniczyć w zajęciach tańca” - wyjaśnia.

Co jednak ze szkołami, które nie mają basenów, albo kadry potrafiącej uczyć tańca nowoczesnego? ”Wszystko zależy od inwencji wuefistów, którzy są przecież przygotowani do prowadzenia różnorodnych zajęć. Nam przede wszystkim zależało na tym, aby przez ciekawsze lekcje zaszczepiać w młodych ludziach nawyk aktywności fizycznej” - mówi.