Do tej pory zapewniali, że na wykorzystanie paralizatorów zdecydowali się w ostatniej chwili. "Po raz kolejny niezwykle ważna informacja nie została w odpowiednim czasie ujawniona, rzekomo przez przypadek" - oburza się Piotr Banasik, prawnik wynajęty przez matkę Dziekańskiego.

Reklama

"Rozmawiałem z Wayne’em i on stwierdził, że wprawdzie świadkowie nie powiedzieli jasno, że widzieli objawy pobudzenia, ale w drodze [na lotnisko] ustalił, że jeżeli nie zastosuje się [Dziekański do rozkazów policji], to użyją CEW [nazwa paralizatora]" - to ten fragment e-maila wysłanego przez dowodzącego policjantami Dicka Benta do komisarza Ala Macintyra wstrząsnął śledczymi.

Wynika z niego, że jadąc na lotnisko, policjanci rozmawiali ze sobą o użyciu paralizatorów. Do tej pory wszyscy czterej funkcjonariusze zeznawali, że w drodze nie rozmawiali o broni i nie planowali zastosowania taserów, a ich użycie wymogło na nich dopiero zachowanie Polaka.

Nowy dowód spowodował, że śledczy z komisji badającej okoliczności śmierci Polaka chcą jeszcze raz przesłuchać policjantów. Dochodzenie w sprawie śmierci Dziekańskiego toczy się w Kanadzie już ponad półtora roku.

Do tragicznego wydarzenia doszło w październiku 2007 r. Polak, który do Kanady przyjechał odwiedzić matkę, nie znał języka angielskiego i nie umiał wydostać się z lotniska w Vancouver. Po ponad 10-godzinnym oczekiwaniu był tak wyczerpany, że próbował przekroczyć bramkę i - z niewiadomych przyczyn - rzucił w przesuwane drzwi krzesłem. Gdy na miejsce przybyła policja, poraziła go kilkukrotnie prądem o napięciu 50 tysięcy voltów. Mężczyzna zmarł na miejscu.

Reklama

>>>Zabił Polaka, bo bał się zszywacza

Choć sprawa wstrząsneła kanadyjską opinią publiczną, to w grudniu ubiegłego roku kanadyjska prokuratura oczyściła policjantów z wszelkich zarzutów. Jednak matka Dziekańskiego Zofia Cisowski nie zamierza im odpuścić. Kilka tygodni temu wynajęła prawników i chce kanadyjskich policjantów postawić przed polskim sądem.

Reklama

"Policjanci tuż przez interwencją na lotnisku jedli i cała sytuacja przerwała im posiłek. Myślę, że chcieli szybko załatwić sprawę. Do tego mieli w ręku nową zabawkę, bo ten, który użył tasera, dostał certyfikat na jego posiadanie zaledwie kilka dni wcześniej. Chciał go wypróbować" - opowiadała DZIENNIKOWI kobieta, która zapewnia, że nie wierzy w niewinność policjantów. Ujawniony e-mail tylko potwierdza jej podejrzenia.

Piotr Banasik, polski pełnomocnik Zofii Cisowski, jest oburzony tym, że informacja o e-mailu wypłynęła tak późno. "To kolejny przykład na to, że konieczne jest dynamiczne przeprowadzenie postępowania karnego w Polsce. Sprawa dotyczy obywatela polskiego, i tylko ze strony polskich organów ścigania można liczyć na rzetelne jej wyjaśnienie" - mówi Banasik.

Rzeczywiście, choć kanadyjska prokuratura uniewinniła policjantów, to w ciągu ostatnich kilku miesięcy wypłynęło kilka nowych niepokojących faktów. Okazało się, że Dziekański wcale nie był tak agresywny i groźny, jak twierdzą policjanci. Udowodniono też, że władze lotniska miały okazję, by zapobiec tragedii, gdy pracownik lotniska, który jest Czechem, chciał wystąpić w roli tłumacza. Kazano mu jednak zająć się swoimi sprawami. Dlatego mecenas Banasik złożył już wniosek do prokuratury w Gliwicach o podjęcie postępowania karnego dotyczącego wyjaśnienia okoliczności śmierci Dziekańskiego.