Barbara Sowa: Dzienniki telewizyjne dramatycznie tracą widzów. Co się stało?
Kamil Durczok*: Oczekiwanie w napięciu na wieczorny dziennik, który poinformuje o wszystkim, co się wydarzyło w ciągu dnia, osłabło. Widzowie uciekają do internetu, gdzie znacznie wcześniej można wszystko przeczytać, albo do informacyjnych kanałów tematycznych.
Uciekają głównie młodzi widzowie. Jak się przed tym bronicie?
Rzeczywiście ucieka najmłodsze pokolenie. To ludzie, którzy ze względu na brak obowiązków zawodowych czy rodzinnych mają inne sposoby spędzania wolnego czasu i telewizja nie jest ich podstawowym źródłem informacji i rozrywki. Żaden z szefów serwisów informacyjnych nie zdradzi, jaką chce ich zatrzymać. Ale zastanawiamy się nad tym zagadnieniem od dawna. I robimy wszystko, by o 19 ściągnąć przed ekrany jak najwięcej ludzi, używając wszystkich możliwych środków.
To dlatego reporter "Faktów" reklamuje główne tematy serwisu w "Dzień Dobry TVN"? Nie lepiej byłoby ścigać się na newsy?
Dziś trzeba wpaść na trop wielkiej afery, żeby wystrzelić coś, co w telewizyjnym żargonie nazywamy exclusivem. Szanse na utrzymanie newsa nawet przez godzinę są obecnie niewielkie. Dlatego główne dzienniki skupiają się bardziej na objaśnianiu świata, idą w stronę publicystyki. Dziś pytanie brzmi nie co pokazywać, ale w jaki sposób to robić. Forma zaczyna decydować w dużo większym stopniu o tym czy coś jest oglądane. Gdy trzy dzienniki skupiają się wokół tych samych treści, to decydujące jest atrakcyjne opakowanie. Poszukuje się więc lekkich haczyków, na których holuje się widza przez dwadzieścia parę minut programu do końca.
Materiał w "Faktach" o rozwodzie Madonny czy o szczupłych kobietach z dużym biustem, które maja problem z kupnem stanika są takimi haczykami?
Materiał o kobietach z dużym biustem powstawał przy okazji kampanii społecznej środowisk, które podnosiły, że to ważny temat dla dużej liczby kobiet. Podajemy różne informacje, także śmieszne, albo ciekawe choc nie zawsze baaardzo ważne. Ale na miły Bóg z tego też składa się świat dookoła nas. Jak idziemy ulicą to nie spotykamy wyłącznie samych mądrych profesorów, widzimy też clownów. "Fakty" to codzienne 26 minut życia, a życie jest pełne nie tylko powagi, ale też śmiechu, ironii czy groteski.
Ale takie przykłady można mnożyć - wygłupy Janusza Palikota, krótkie spódniczki posłanek..
Pani może mi podać jeszcze kilka przykładów informacji, które zahaczają o coś, co się zwykło zwać tabloidem, czy o tak zwany infotainment - czyli informacyjną rozrywkę. Ale w sumie jest ich niewiele. Rozmawiamy o pięciu ostatnich minutach programu. Cała nasza czołówka reporterów politycznych robi poważne tematy. A wygłupy Palikota, jak pani to określiła, nie są tylko zjawiskiem tabloidowym, ale przede wszystkim problemem rządzącego w Polsce ugrupowania. Jeśli ktoś tego nie rozumie to znaczy, że nie zna się na polityce. Czy historia radnego, który się zastanawia nad homoseksualizmem słonia w zoo, nie jest obrazkiem kawałka Polski samorządowej i informacją o tym, czym się zajmują opłacani z publicznych pieniędzy lokalni działacze?
Można to wytłumaczyć tak jak pan, a można po prostu stwierdzić, że homoseksualizm słonia wypiera poważniejsze tematy.
Nie przypominam sobie ważnej informacji, która by nam umknęła albo została świadomie zlekceważona i przegrała z "michałkiem", tylko dlatego, że tak nakazywała logika słupków.
"Fakty" się nie tabloidyzują?
Oczywiście wszystkie media się tabloidyzują i trudno temu zaprzeczać. To ogólnoświatowy trend. My walczymy o widza. Komercyjność telewizji ma swój wymiar także w programie informacyjnym. Ale są przecież chwile kiedy rzucamy rękawice misyjności telewizji publicznej. Takie były materiały Katarzyny Kolendy-Zalewskiej o Wisławie Szymborskiej. Robiliśmy to mając pełną świadomość, że w tym przypadku liczy się coś całkiem innego niż oglądalność.
Są też inne zmiany. Można odnieść wrażenie, że wiadomości zagraniczne w "Faktach" przegrywają. Niewiele ich widać na wizji. Polacy są tak zaściankowi, że nie interesują ich sprawy, którymi żyje świat?
Nie jesteśmy zaściankowi, po prostu krajowe wydarzenia bardziej nas dotykają - bliższa ciału koszula. To widać na słupkach oglądalności. Ale to nieprawda, że tematyki zagranicznej u nas brak. Czasem mam wrażenie, że komentatorzy mediów oglądają programy informacyjne od poniedziałku do piątku. Fakty skrytykowano ostatnio za brak doniesień z Iranu. Tak jakby ktoś kto to mówił i pisał nie widział wydań z soboty i niedzieli, kiedy w Iranie wybuchały zamieszki, kiedy pokazywaliśmy i zajścia na ulicach i ich polityczne tło, rysowaliśmy sylwetki głównych bohaterów irańskich protestów. Czytając w poniedziałek i wtorek krytykę np. Presserwisu zastanawiałem się co oglądali w weekend. Przypominam też wyjazdowe wydania "Faktów", m.in. z wyborów z USA.
To akurat nie dziwi, w końcu amerykańskie wybory to najbardziej medialny spektakl na świecie. Gwiazdy, konfetti, szalejące tłumy...
To prawda. Ale jak porównać polskie media z resztą świata to nie wyglądamy aż tak źle. W USA nikogo nie interesuje sytuacja polityczna we Włoszech czy wielka koalicja zawiązana kilka lat temu w Niemczech. Międzynarodowe newsy są dla nich ciekawe, tylko jeśli dotyczą wojny z terroryzmem i amerykańskich żołnierzy. W Niemczech po materiale o kolejnym zamachu czy wojnie z terroryzmem zaraz pokazuje się wypadek karetki pod Bonn albo zderzenie dwóch jeleni pod Hamburgiem. Proszę też zwrócić uwagę, ile miejsca poświęcamy sytuacji w Afganistanie czy Iraku.
Zadzwoni pan do Hanny Lis, która straciła posadę w "Wiadomościach" z propozycją pracy w "Faktach"?
Mamy świetny zespół. Kompletny pod każdym względem. Nie mam problemu z zapewnieniem obsady prezenterskiej na najwyższym poziomie i dlatego nie zadzwonię do Hanny Lis z propozycją pracy, abstrahując od tego, czy ona sama w ogóle by tego chciała.
Szefostwo "Wiadomości" też jej nie chciało, twierdząc, że naruszyła zasady etyki dziennikarskiej.
Nie wnikając, kto w tym sporze miał rację, to kolejny dowód na to, że telewizja publiczna nie toleruje osobowości. Nie wiem, jak się współpracuje z Hanną Lis, ale na tym polega siła osobowości telewizyjnych, że są to często ludzie o niełatwym charakterze, niekoniecznie przytakujący przełożonym. Psim obowiązkiem szefa "Wiadomości" opłacanego z publicznych pieniędzy jest umiejętność dobrania takich narzędzi, żeby komunikacja miedzy nimi była możliwa. Krótko mówiąc - wyciśnięcie z Hanny Lis całego jej talentu. Płacąc za to cenę trudnych relacji. To jest smutne, że TVP pozbyła się całej plejady nazwisk.
"Wiadomości" są wciąż najpopularniejszym dziennikiem. Obiecywał Pan trzy lata temu, że "Fakty" pobiją dziennik Jedynki. Nie udało się. Sypie pan głowę popiołem?
Nie mam powodu. Wygraliśmy z "Wiadomościami" w listopadzie, potem w kwietniu a następnie w maju. Zgoda, nie doceniłem siły przyzwyczajenia Polaków. To prawda, że nie udało się osiągnąć trwałej dominacji, ale dziś bijemy się już jak równy z równym. Jestem pewien, że w końcu "Fakty" na trwale przegonią "Wiadomości".
Kiedy?
Tym razem wstrzymam się od wyznaczania terminów. Zresztą uważam, że serwis telewizji publicznej nie powinien się ścigać na oglądalność, ale zajmować trudnymi tematami, które choć ważne, często są po prostu nudne. To jak z dziełami wielkich profesorów. Dla szerokiego grona odbiorców te tomy są nie do przyjęcia, bo choć stanowią o postępie ludzkości, to ich percepcja wymaga ogromnego przygotowania. Masowy widz go nie posiada.
I dlatego wybierze słonia - geja w "Faktach"? Ciekawy scenariusz na zniszczenie konkurencji.
Ale się Pani uczepiła tego słonia... Oczywiście można powiedzieć, ze jestem hipokrytą, bo usiłuję zepchnąć głównego konkurenta do narożnika, gdzie będzie zewsząd atakowany, że jest poważny, sztywny, konserwatywny, niereformowalny i słabo oglądany. Jeśli jednak TVP będzie robiła ambitny, doniosły program, to będę pierwszym, który stanie w jego obronie.
Widzów "Wiadomościom" miał zabrać program "Fakty po Faktach". To pana autorski projekt? Polsat żali się, że to oni pierwsi wpadli na pomysł wprowadzenia takiej kontynuacji swoich "Wydarzeń".
Co ja poradzę... To był mój pomysł. Wysłałem go szefom niemal trzy lata temu, kilka miesięcy po moim przejściu do TVN. Ukryliśmy go nawet pod roboczym kryptonimem 1926, (od godziny startu programu). Zanim w Polsacie znajdą dowody na kradzież idei albo dojdą do wniosku, że wymyślili koło i telewizję kolorową, radziłbym trochę pokory. To trochę jałowa dyskusja o tym, kto coś wymyślił. Ważne, kto pierwszy to zrealizował.
A ogląda Pan w ogóle "Wydarzenia"?
Raczej nie, bo w tym czasie zajmuję się sprawdzaniem czystości stołu.
Wyobraża pan sobie taką sytuację, że za kilka lat wszystkie polskie dzienniki będą się otwierały z newsa o Dodzie na odwyku, albo najnowszej kochance premiera?
Dziennik otwierany przez ślub księcia Karola z trzecią żoną to mało prawdopodobny scenariusz. Ale nie czuję się na siłach, żeby wyrokować na ten temat. Zresztą Polacy czują taką miłość do polityki, że nie chce mi się wierzyć, że wydarzenia polityczne przestaną być przedmiotem poważnych newsów.
A co, jeśli jednak kiedyś w "Faktach" Szymborska przegra z Madonną?
Nie przegra. W dobrym programie może być i Szymborska i Madonna.
*Kamil Durczok jest szefem "Faktów"