Opozycja inteligencka po marcu ’68 i grudniu ’70 pogrążyła się w kryzysie i bierności. Czynnikiem "rozmiękczającym" opór była też krótkowzroczna, choć efektowna polityka Gierka, który na chwilę zapełnił sklepowe półki. Sytuacja zaczęła się zmieniać w połowie lat 70. wraz z sygnałami kryzysu gospodarczego i ostentacyjnym podlizywaniem się przez władze Związkowi Radzieckiemu. Kiedy w projekcie zmian Konstytucji PRL z września 1975 roku wpisano zdanie "o trwałym i nienaruszalnym sojuszu Polski z ZSRR", wielu powiedziało "dość". Miesiąc wcześniej doszło także do ważnego wydarzenia: władze PRL podpisały "Akt końcowy Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie" (tzw. akt helsiński), w którym zobowiązały się do przestrzegania praw człowieka. Oczywiście w Polsce nie liczono na to, by komunistyczne władze, które tylekroć oszukiwały społeczeństwo, w pełni przestrzegały porozumień, niemniej podjęcie zobowiązania na forum międzynarodowym w jakiś sposób wiązało ręce ekipie Gierka. Opozycja nabrała wiatru w żagle. Pod koniec roku z inicjatywy Jana Olszewskiego wielu intelektualistów podpisało "List 59" skierowany do Kancelarii Sejmu, w którym wyrażono protest wobec zmian w konstytucji. Stał się on zaczynem konsolidującym środowisko, które utworzy Komitet Obrony Robotników (KOR).

Reklama

REAKCJE NA CZERWIEC ’76

Niedługo po wydarzeniach w Radomiu i Ursusie skala represji zastosowanych wobec robotników po stłumieniu strajków zaskoczyła środowiska opozycyjne. Oszukańcze rozprawy sądowe, bezczelne łamanie prawa i powszechne stosowanie "ścieżek zdrowia" pokazało, że za układną twarzą Gierka kryje się reżim o niezmiennie totalitarnych aspiracjach, w którym władza przestrzega prawa tylko wtedy, kiedy chce. To oburzenie, połączone z potrzebą aktywnego działania, stworzyły wybuchową mieszankę. "Młodzi gniewni", wywodzący się albo z kręgów dysydenckich (Jacek Kuroń, Henryk Wujec), albo ze środowisk harcerskich (Antoni Macierewicz, Piotr Naimski), postanowili działać. Dość istotne było przy tym, że udało się im zyskać poparcie przedstawicieli elity intelektualnej, których pozycja i znaczenie zabezpieczały w pewien sposób antyreżimowe działania. Pierwszym odruchem pomocy robotnikom były listy solidarnościowe. Już pod koniec czerwca wielu sygnatariuszy "Listu 59" wydało oświadczenie (nagłośnione przez Radio Wolna Europa), w którym poparli dążenia robotników. Większość autorów tego oświadczenia trzy miesiące później założyła KOR.

Robotnikom postanowiono pomóc również w inny sposób: drugiego dnia rozprawy przeciwko siedmiu pracownikom Ursusa w Warszawie na korytarzu przed salą sądową zgromadziło się kilkudziesięciu przedstawicieli opozycji, m.in. Kuroń, Wujec, Macierewicz, Jan Lityński, Wojciech Ziembiński. Kordon milicji nie pozwolił im wejść na salę. Wieczorem część towarzystwa spotkała się w mieszkaniu dziennikarki Marty Miklaszewskiej, której udało się uczestniczyć w rozprawie. Postanowiono podjąć konkretne działania. Szczególną aktywność wykazywał Kuroń, niczym wojskowy dowódca rozdzielając zadania do wykonania. Wymagały one jednak odpowiedniego zabezpieczenia. Kontakty z zagranicą miały być asem w rękawie "oddziału": liczono, że nagłośnienie ich działania w świecie skrępuje ręce polskim władzom i zapobiegnie poważniejszym szykanom. Część przyszłych KOR-owców miała bliskie kontakty z zachodnimi środowiskami lewicowymi, więc do tego grona postanowiono się zwrócić.

Reklama

W lipcu Jacek Kuroń wysłał list do Włoskiej Partii Komunistycznej, prosząc o pomoc polskim robotnikom. Poparcie włoskich komunistów dla KOR-u postawiło PZPR w niezręcznej sytuacji. W tym samym czasie 13 intelektualistów wysłało inny list, tym razem do francuskiego lewicowego pisma "Le Nouvel Observateur". Ważną rolę odgrywał przebywający właśnie we Francji Adam Michnik, który rozmawiał tam z różnymi osobami o działaniach polskiej opozycji. Zaangażowanie znanych i poważanych przedstawicieli elity krajowej było kolejnym zabezpieczeniem opozycjonistów. Odniesiono na tym polu spore sukcesy: kolejni profesorowie, pisarze, artyści wyrażali swoje poparcie dla represjonowanych. Szerokim echem odbił się list do robotników, napisany także w lipcu, cenionego (również przez władze) autora "Popiołu i diamentu" Jerzego Andrzejewskiego.

ZBIÓRKI PIENIĘDZY DLA ROBOTNIKÓW

Podstawową formą działalności, ustaloną na spotkaniu 17 lipca 1976 roku, była pomoc materialna dla poszkodowanych robotników. Pieniądze zbierano wśród znajomych, a dzięki pośrednictwu Radia Wolna Europa - również za granicą. Zgodnie z "rozkazem" Kuronia dystrybucję datków nadzorował Macierewicz. Swoją "sieć" oparł na organizacjach harcerskich. Autonomiczną strukturę utworzył Wujec. Z czasem komórki te przekształciły się w dwie grupy: ursuską i radomską, działające w pełnej konspiracji. Z robotnikami trzeba było się spotykać potajemnie, za plecami władz. Obawiano się aresztowań i szykan. Należało również przełamać opór samych poszkodowanych, nieufnie traktujących obcych mężczyzn pukających do ich drzwi. Szczególnie ciężka była sytuacja w Radomiu. Na ulicach więcej było milicyjnych patroli niż przechodniów. Mimo to w ciągu kilku miesięcy pomocą zostało objętych od kilkudziesięciu do kilkuset osób. Zebrano setki tysięcy złotych (w sumie ok. trzech milionów, z tego ponad dwie trzecie zebrano w kraju).

Reklama

ROZMOWY O KOMITECIE

Rozrastająca się organizacja pomocowa wymagała dalszych rozwiązań konsolidujących środowisko. O utworzeniu jakiejś formy komitetu, który walczyłby o prawa człowieka i obywatela, myślano już od momentu przyjęcia przez PRL aktu helsińskiego. Wydarzenia czerwcowe przyspieszyły te starania. Próby utworzenia takiego organizmu podejmowano w dziesiątkach rozmów, szukano poparcia cenionych osobistości - głównie wśród sygnatariuszy "Listu 59". Najwięcej energii w tworzeniu sieci znajomości wykazywali niezmordowani Macierewicz, Jan Józef Lipski, Kuroń, a także starsi - Aniela Steinsbergowa i profesor Edward Lipiński, którzy najwcześniej poparli inicjatywę pomocy robotnikom i ośmielili kolejnych ludzi ze swojego pokolenia. W lipcu Jacek Kuroń został wezwany na przeszkolenie wojskowe - władze chciały się pozbyć obrotnego opozycjonisty i świetnego organizatora. Spowolniło to nieco prace, ale ich nie zatrzymało. Jedno z ważniejszych spotkań odbyło się 12 września 1976 roku (według innej wersji wydarzeń miało ono miejsce 4 września) w mieszkaniu profesora Lipińskiego. W niewielkim pomieszczeniu stłoczyły się znane postacie: Jerzy Andrzejewski, Kazimierz Brandys, Jacek Bocheński, Aniela Steinsbergowa i kilka innych. Ożywioną dyskusję nagrywała podsłuchująca ją służba MSW. Długą przemowę wygłosił Lipski, który przekonywał zebranych o konieczności pomagania robotnikom i namawiał do poparcia idei komitetu pomocowego, który miał się składać z pewnego rodzaju "rady starszych", cieszących się autorytetem. Uczestniczące w spotkaniu osoby życzliwie potraktowały zachęty profesora. Ostatecznie przeważyły głosy sceptyczne, obawiające się, że taki komitet mógłby być przez władze wykorzystany jako pretekst do aresztowań. Zebrani postanowili tylko podpisać deklarację o zbiórce pieniędzy i rozeszli się do domów, obiecując sobie kolejne spotkanie za dwa - trzy tygodnie. Wtedy do akcji wkroczył Jacek Kuroń. To według jego wersji wydarzeń spotkanie odbyło się 4 września - w dniu, kiedy otrzymał przepustkę z wojska. Nazajutrz (czyli 13 bądź 5 września) przyszli do niego Naimski, Lipski i Macierewicz, relacjonując przebieg spotkania. Nie podobało się im, że "starsi" nie zdecydowali się na powołanie komitetu. Kuroń stwierdził, że w jego skład nie powinna wchodzić sama "starszyzna", ale również młodzi opozycjoniści zaangażowani w bezpośrednią pomoc robotnikom. Groził nawet, że przejmie sprawy w swoje ręce, nie oglądając się na starszych. Na szczęście konflikt został zażegnany, a niecierpliwość Kuronia i pozostałych wyszła całej inicjatywie na dobre.

NARODZINY KOR-U

Bezpośrednich źródeł powstania KOR-u należy szukać gdzieś w pierwszej połowie września 1976 roku, pośród żywych dyskusji toczących się głównie między Macierewiczem, Kuroniem, Lipskim i Naimskim. To prawdopodobnie wtedy zdecydowano się na nazwę Komitet Obrony Robotników. Decydujące było spotkanie tej czwórki w mieszkaniu Antoniego Libery. Czterej "spiskowcy" postanowili samodzielnie, nie czekając na starszych, powołać KOR i rozpoczęli pisanie "Apelu do społeczeństwa i władz PRL", który miał zostać przekazany władzom i upubliczniony. Zarazem jednak zwrócili się do uczestników wcześniejszych spotkań, proponując im wejście do komitetu. Odzew był pozytywny. W reakcji na tę propozycję 22 września (lub nieco wcześniej) u Steinsbergowej odbyło się "założycielskie" spotkanie. Zebrani dyskutowali nad apelem i zgłosili swój akces do komitetu. W apelu domagano się przyjęcia do pracy wszystkich zwolnionych z przyczyn politycznych robotników, amnestii dla uwięzionych, ujawnienia przypadków łamania prawa i ukarania winnych. W piśmie przewodnim do apelu stwierdzono powstanie KOR. Rankiem następnego dnia Jan Józef Lipski wrócił do Steinsbergowej z gotowym tekstem, który tymczasem został już wysłany za granicę, i poprosił o podpis. Sędziwa pani adwokat zaproponowała, by zwrócić się z prośbą o podpis również do innych, bardziej znanych osobistości. Do wieczora udało się zebrać 14 podpisów. Około północy wysłano pocztą apel na ręce marszałka sejmu. KOR zaczął działać.Tych 14 sygnatariuszy apelu uważa się za "pierwszy skład" członków KOR-u. Byli to Andrzejewski, Cohn, Steinsbergowa, Ziembiński, Kuroń, Lipski, Macierewicz, Naimski, Antoni Pajdak, Józef Rybicki, Adam Szczypiorski, ksiądz Jan Zieja, Stanisław Barańczak oraz profesor Lipiński. W ciągu kilkunastu tygodni do komitetu dołączyli: znana aktorka Halina Mikołajska, Mirosław Chojecki, Emil Morgiewicz, Bogdan Borusewicz, Józef Śreniowski, Anna Kowalska, Wojciech Onyszkiewicz i Stefan Kaczorowski. Była to wybuchowa mieszanka "zawodowych" opozycjonistów młodszego i starszego pokolenia, wybitnych i znanych artystów, pisarzy, naukowców. Nie było ich wielu. Do 1981 roku liczba członków wzrosła jedynie do 38. KOR był wąską i elitarną organizacją, bez aspiracji do masowości. Z komitetem współpracowało jednak mniej lub bardziej luźno co najmniej kilkaset osób: studenci i harcerze bezpośrednio kontaktujący się z robotnikami, darczyńcy z kraju i zagranicy, a także liczni adwokaci pomagający sądzonym robotnikom (np. Jan Olszewski, Jacek Taylor, Władysław Siła-Nowicki), którzy nie wchodzili do komitetu, by nie utracić licencji adwokackich.

SIŁA KOMITETU

KOR był bezprecedensowym novum w historii polskiej opozycji antykomunistycznej. Oficjalnie nie stawiał sobie celów politycznych i początkowo rzeczywiście starał się nie wysuwać postulatów tego typu. Skupiał się na obronie robotników represjonowanych po wydarzeniach czerwcowych. Zakładał przy tym otwartą formę działania. Członkowie-założyciele nie ukrywali swoich personaliów. Z tego powodu zostali dosłownie okablowani przez bezpiekę: w mieszkaniach KOR-owców montowano "pluskwy", kontrolowano ich telefony, prowadzono obserwację. Opozycjoniści doskonale zdawali sobie z tego sprawę. W konspiracji, i to ścisłej, utrzymywały się za to "grupa ursuska" i "grupa radomska". Bezpiece najprawdopodobniej nie udało się w wystarczający sposób wniknąć w tę najbardziej istotną, bo bezpośrednio związaną z robotnikami działalność. W akcji wspierania robotników zjednoczyli się ludzie o różnych poglądach. Początkowo pod hasłem "programowej bezprogramowości" mogły się spotkać tak odmienne postaci, jak Macierewicz i Kuroń. O sile i znaczeniu tej inicjatywy najlepiej świadczy to, że sformułowany na jesieni 1976 roku apel o powołanie sejmowej komisji śledczej w sprawie czerwcowych protestów poparło listownie kilka tysięcy osób. Jak pokazała historia, komitet szybko "wyzwolił" się z konkretnego kontekstu wydarzeń czerwca ’76. Symbolem tej emancypacji stało się jego przekształcenie w Komitet Samoobrony Społecznej KOR (KSS KOR) we wrześniu 1977 roku. Środowisko KOR aktywnie pomagało w tworzeniu Wolnych Związków Zawodowych i Studenckich Komitetów Solidarności. Wraz z wybuchem Solidarności zapewniało intelektualne zaplecze związku - KOR-owcy często zostawali (nie bez sporów i konfliktów) jego doradcami, ekspertami, a także aktywnymi działaczami.

Zespolenie Solidarności i KSS KOR zaszło tak daleko, że podczas pierwszego zjazdu związku, 23 września 1981 roku, komitet został rozwiązany. Po 13 grudnia 1981 roku byli KOR-owcy walnie przyczyniali się do budowania opozycji podziemnej.

LEGENDA O POWSTANIU KOR-U

Przyjmuje się, że ostateczna decyzja o powołaniu Komitetu Obrony Robotników została podjęta w mieszkaniu sędziwej Anieli Steinsbergowej, u której 22 września 1976 roku zebrała się grupa wypróbowanych opozycjonistów: Jan Józef Lipski, Jan Olszewski, Ludwik Cohn, Antoni Macierewicz i Piotr Naimski - obejmująca zarówno dojrzałych mężczyzn, jak i "młodych gniewnych". W oparach kawy i papierosów wykuwano w ożywionych rozmowach kształt przyszłego komitetu. Aniela Steinsbergowa była "dobrym duchem" tego i innych burzliwych spotkań KOR-owców. Wraz z Edwardem Lipińskim stanowili parę nestorów polskiej opozycji - oboje osiągnęli pełnoletniość już w okresie zaborów! Z wykształcenia była adwokatem, dlatego też angażowała się w prawną obronę AK-owców i dysydentów, poczynając od końca stalinizmu. Teraz, mimo podeszłego wieku, zdecyduje się na wizytowanie jednego z procesów radomskich. Jej niepodważalny autorytet temperował nastroje i łagodził konfrontacje w gronie członków-założycieli KOR-u. Nie znaczy to, by sędziwa opozycjonistka nie potrafiła postawić na swoim: rzucając na szalę swój udział w inicjatywie, przyczyniła się do przeforsowania idei, by KOR stał się jawną, a nie tajną organizacją.

KOR W DZIAŁANIU

Oprócz zbierania funduszy przeznaczonych na pomoc materialną dla poszkodowanych robotników oraz akcji informacyjnych (jak rozdawanie ulotek) palącym problemem dla przyszłych założycieli KOR-u stała się kwestia procesów sądowych, wytaczanych robotnikom z Radomia i Ursusa. Działacze zgadzali się, że trzeba zrobić wszystko, by uniknąć mnożenia kolejnych aktów bezprawia ze strony władz. Wysyłaniem obserwatorów na procesy zajęli się Mirosław Chojecki i Wojciech Arkuszewski. Dobierano osoby znane i poważane, z którymi władze powinny się liczyć. Niestety, wysłannikom udawało się co najwyżej krążyć po sądowych korytarzach i rzadko dostawali się na salę rozpraw.

Gdy wydarzenia w Radomiu i Ursusie zeszły na dalszy plan, a KOR (przemianowany później na KSS KOR) zaangażował się bardziej w działalność polityczną, rozwinęły się istniejące w zarodku sprzeczności i spory. Początkowe lekkie zorientowanie ku środowiskom "lewicy laickiej" stawało się coraz wyraźniejsze. "Ideologizacja" KOR-u wywołała protesty z wielu stron. Nie zmienia to faktu, że jesienią 1976 roku doszło do niecodziennej sytuacji: opozycyjna inteligencja zapomniała na chwilę o dzielących ją różnicach. Działając razem w imię obrony represjonowanych robotników, stworzyła jedną z najważniejszych antyreżimowych organizacji w historii PRL-u.

p