Do tej pory praktyka zawodowa odbywała się z reguły na tzw. gębę. Pracodawca przyjmował stażystę i uzgadniał, czy jest w stanie mu zapłacić. Z reguły nie miał na stażystów funduszy, ale zdarzały się i takie sytuacje, że obiecał pieniądze, ale później „zapominał” je wypłacić. Można było też oczywiście załatwić staż całkiem formalnie: absolwent musiał się tylko zarejestrować jako bezrobotny, a przedsiębiorca podpisywał z nim specjalną umowę. Ponieważ jednak cała procedura była bardzo skomplikowana, więc zazwyczaj kończyło się na pracy na czarno.

Reklama

>>> Stażysta parzy herbartę

Nowa, przyjęta kilka dni temu ustawa ma uregulować sprawę. Jeśli senat nie wprowadzi do niej większych zmian, być może już w te wakacje absolwenci szkół ponadgimnazjalnych będą mogli podpisać z potencjalnym pracodawcą specjalną umowę cywilno-prawną. Znajdzie się w niej zapis, czy będą pracować za darmo, czy dostaną pensję. Pracodawca nie będzie odprowadzał za nich składek na ubezpieczenie i ZUS. A po trwającym maksymalnie trzy miesiące stażu zadecyduje, czy ma ochotę zatrudnić praktykanta.

Twórcy ustawy uważają, że to „rewolucyjne rozwiązania”. O wiele bardziej sceptyczni są eksperci od prawa pracy, którzy uważają, że zamiast pomagać, nowe przepisy mogą wręcz zaszkodzić młodym ludziom. "Absolwent może być traktowany jak tania albo wręcz darmowa siła robocza przez trzy miesiące, a potem zastępowany kolejnym praktykantem" - ostrzega prof. Krzysztof Rączka. Dlatego jego zdaniem koniecznie należy wprowadzić ograniczenia co do liczby stażystów w jednej firmie. "Na przykład na jednym stanowisku nie powinno być więcej niż dwóch praktykantów w ciągu roku" - proponuje.

Reklama

>>> Darmowy pracownik

I wylicza kolejne zagrożenia: młody człowiek, który zakończył edukację, będzie właściwie skazany na odbycie takiego stażu. Dlaczego? Bo pracodawca uzna, że taka forma zatrudnienia jest dla niego najtańsza. "Nowe przepisy mogą więc sprawić, że absolwenci będą znacznie dłużej czekać na swoją pierwszą umowę o pracę" - prognozuje Rączka.

Także studenci są mocno zaniepokojeni. "Nie rozumiem intencji ustawodawców. Staże i praktyki robi się na studiach, wtedy jeszcze często utrzymują nas rodzice, więc możesz sobie pozwolić na pracę za półdarmo i zdobywanie doświadczenia. Gdy kończysz edukację, chcesz pracować normalnie" - mówi Monika Przepieść, studentka 5. roku prawa na Uniwersytecie Warszawskim.

Nieco mniej sceptyczny jest student 5. roku prawa Daniel Szemetyłło, który dorabia sobie w prywatnej firmie. "Do tej pory zdarzały się nagminnie przypadki wyzyskiwania studentów. Znam nawet historię, że ktoś pracował półtora roku za darmo. Bo jeśli pracodawca chce kogoś wykorzystać, to i tak to zrobi. Ale jeśli taki staż absolwencki pomoże znaleźć pracę, to jestem za" - mówi.