"Mój samochód został uszkodzony w taki sposób, bym zginął w sprowokowanym wypadku. Według policji postąpiono tu zgodnie z klasycznymi metodami komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, która także w ten sposób eliminowała ludzi <Solidarności>" - opowiada duchowny kwartalnikowi "Fronda".

Reklama

Cztery lata temu ks. dr Dariusz Oko z Papieskiej Akademii Teologicznej opublikował w "Gazecie Wyborczej" bardzo krytyczny tekst o homoseksualizmie. Zaczął od stwierdzenia, że “dla zdrowego rozumu akceptacja homoseksualizmu jest oczywiście nie do przyjęcia. Jednak człowiek, jeśli się uprze, może do końca życia bronić dowolnego absurdu (...)". Ks. Oko postulował więc dużo miłosierdzia i pomocy, by homoseksualiści mogli "wyrwać się z tego kręgu", gdzie "odczuwają przedsmak piekła".

>>>Pospieszalski tropi spisek gejów i lewicy

Na duchownego miały posypać się wyzwiska. "Do dziś mnóstwo z nich można przeczytać na portalach gejowskich" - mówi. Z jego tezami polemizowali też publicyści "Tygodnika Powszechnego" i "Gazety Wyborczej". Ale, jak twierdzi duchowny w rozmowie z "Frondą", nie pozwolono mu opublikować odpowiedzi.

Na takich próbach zamknięcia mu ust się nie skończyło. Twierdzi, że mógł zginąć za swoje poglądy, ale cudem przeżył. Mówi, że to zasługa bardzo wielu ludzi, którzy się za niego modlą.

>>>Terlikowski: Homoseksualizm jak zoofilia

Czy chcieli go zabić homoseksualiści? Fronda.pl nie ma wątpliwości. "Los ks. Oko pokazuje, że w stosunku do swoich krytyków, środowiska te nie wahają się stosować tak nienawistnej mowy, jak i nienawistnych czynów" - skomentowano. Czy w sprawie próby zabójstwa ks. Oko było prowadzone jakieś śledztwo - tego niestety nie wiadomo.