Dziś Brytyjczyk czuje się dobrze, jednak na wieść o tym, że dopadł go wirus, który spowodował śmierć wielu osób, ogarnęła go panika:

"Byłem przerażony, kiedy lekarze powiedzieli mi, że zaraziłem się świńską grypą. Myślałem, że umrę, i pytałem się, czy to już koniec. Chyba niepotrzebnie spanikowałem, bo skończyło się na objawach zwykłej grypy. Bolało mnie gardło i wysłano mnie do łóżka na kilka dni".

Reklama

Przypadek Ruperta potwierdza, że świńska grypa wcześnie wykryta i odpowiednio leczona nie jest chorobą śmiertelną. I to nie propaganda, bo aktor pojawił się na premierze filmu o Harrym Potterze cały i zdrowy.