Mieszkańcy Łodzi łapią się za głowy, bo czegoś takiego jeszcze nie widzieli. Na środku świeżo położonych torów, tkwią latarnie. Nie ma mowy, aby tramwaj wyminął betonowe słupy i pojechał dalej. Kilkutonowy kolos jak nic wyrżnie w lampy. Mało tego. Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji nie widzi w tym nic dziwnego. Jego przedstawiciele próbują nas przekonać, że lampa na szynach to normalka... - informuje bulwarówka.

Reklama

"Tramwaj o żaden słup się nie rozbije, bo zanim na nowe szyny wjadą wagony, słupów już nie będzie. Zostaną usunięte. A do tego czasu oświetlają ulice" - tłumaczy "Faktowi" Bogumił Makowski z MPK.

Robotnicy, którym kazano kłaść szyny, mówią jednak nieoficjalnie, że nawet jeśli usuną lampy, to i tak zostaną po nich stare, betonowe fundamenty. I żeby w całości oczyścić torowisko, trzeba będzie zdemontować kawałki torów, utwardzić grunt i na nowo ułożyć szyny. I tak w koło Macieju... - twierdzi "Fakt".

Ale z wycięciem lamp może być kolejny kłopot. Bo część z nich postawił nie zarząd dróg, a zakład energetyczny. A ten ostatni nie chce nawet słyszeć o ich usunięciu - pisze bulwarówka.

"Do tego, że chcą nam zabronić pakowania zakupów w foliowe siatki, już się przyzwyczailiśmy. Ale teraz znów będzie się z nas śmiała cała Polska" - załamują ręce mieszkańcy Łodzi. patrząc na szyny z lampami pośrodku.

Reklama