"Jest nawet gorzej niż w Iraku, bo tutejsi mieszkańcy nigdy nie będą naszymi przyjaciółmi. Nie jesteśmy tu dla zabawy, tu jest wojna" - mówili reporterom DZIENNIKA Polacy stacjonujący w prowincji Ghazni, nad którą przejęliśmy kontrolę w ubiegłym tygodniu.

Reklama

Do strzelaniny z talibami dochodzi tam prawie codziennie. W poniedziałek stacjonujący w bazie Warrior żołnierze z grupy szybkiego reagowania musieli wspomóc oddział afgańskiej armii, który stoczył potyczkę z blisko setką rebeliantów próbujących zablokować jeden z mostów na drodze do Kandaharu.

Patrolowanie tej biegnącej z Kabulu strategicznej drogi, którą poruszają się konwoje zaopatrzeniowe sił międzynarodowych, to ciągłe ryzyko. W jej pobliżu talibowie coraz częściej podkładają zdalnie detonowane ładunki wybuchowe.

To dlatego dowództwo polskiej armii zdecydowało się przyspieszyć procedurę zakupu bezzałogowych samolotów rozpoznawczych o większym zasięgu. Jeszcze kilka miesięcy temu MON chciał kupić samoloty zdolne patrolować teren w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Analizy wykazały jednak, że w Afganistanie potrzebne będą maszyny o trzy-, czterokrotnie większym zasięgu.

Reklama

"Te samoloty mogą wisieć w powietrzu praktycznie bez przerwy. Dzięki temu są w stanie kontrolować dłuższe odcinki tras, którymi będą się przemieszczać nasi żołnierze, i wykrywać takie zagrożenia jak np. próby podłożenia ładunku wybuchowego" - mówi rzecznik dowództwa operacyjnego sił zbrojnych ppłk Dariusz Kacperczyk.

Bezzałogowce, które kupimy, mają jeszcze jeden atut: mogą przenosić uzbrojenie - rakiety lub bomby. "Jeden taki samolot z rakietą jest w stanie zastąpić pluton żołnierzy. Siedząc w bazie, patrząc na monitor, operatorzy mogliby wykryć wrogi obiekt, naprowadzić na niego pocisk i zniszczyć go. Samolot tylko wracałby po kolejną rakietę" - mówił dowódca wojsk lądowych gen. Waldemar Skrzypczak.

Kontrakt na dostawę maszyn ma być podpisany jeszcze w tym roku.

Reklama

p

Bezzałogowce, które chce kupić polska armia, mają zasięg do 300 km i mogą utrzymywać się w powietrzu przez 10 - 12 godzin.

Jednym z ich atutów są niewielkie rozmiary. Rozpiętość ich skrzydeł wynosi niewiele ponad 10 m. Osiągając maksymalny pułap ponad 5 km, są bardzo trudne do wykrycia. Jednocześnie dzięki bardzo czułym kamerom zdolne są na bieżąco przekazywać obraz z pola walki. W razie potrzeby mogą być uzbrojone w rakiety zdolne razić nawet czołgi lub laserowo kierowane bomby.

Według branżowej "Skrzydlatej Polski" zakup 12 samolotów wraz z zestawami do ich obsługi będzie kosztował budżet 150 - 175 mln zł. Wśród możliwych dostawców wymieniane są izraelskie firmy produkujące trzy typy bezzałogowców: Hermes 450, Searcher Mk II oraz Aerostar.