Inne / ANDY RAIN

Jej ryk irytuje miliardy kibiców, ale okazuje się, że nawet na tak denerwującym gadżecie można zrobić dobry, szybki biznes, dający miliony dolarów zysku.

Wuwuzela robi błyskawiczną karierę. Dziś to z pewnością najpopularniejsze zuluskie słowo w Polsce i w innych krajach świata. Oznacza „robić wielki hałas” i trudno o lepszą nazwę dla piekielnej trąby, wytwarzającej hałas o natężeniu 127 decybeli, tylu samo co ryk słonia. Łatwo zrozumieć irytację piłkarzy i zagranicznych kibiców, bo kto chciałby oglądać mecz piłkarski w towarzystwie kilkudziesięciu tysięcy ryczących słoni?

Wuwuzelę wymyślił Neil van Schalkwyk, 37-letni przedsiębiorca z Kapsztadu, którego pewnego słonecznego dnia zainspirował tradycyjny afrykański instrument dęty zrobiony z rogu antylopy kudu. Działo się to zaledwie 7 lat temu. Po tak krótkim czasie promocji i sprzedaży czegoś, co jest tak naprawdę prymitywną plastikową zabawką, van Schalkwyk jest bogatszy o prawie 5,4 mln Euro. A są to dane sprzed mundialu, więc można założyć, że dziś majątek pomysłowego Afrykanera znacznie się powiększył.

Reklama

Milion sztuk od Niemców

Wizja stworzenia instrumentu dla kibiców zbiegła się w czasie z przyznaniem w 2004 r. RPA organizacji finałów mistrzostw świata. Należąca do van Shalkwyka firma Masincedane Sport zastrzegła w urzędzie patentowym nazwę „Vuvuzela” i zaraz po tym sprzedała licencję niemieckiej firmie... Vuvuzela®, która wyprodukowała milion sztuk tego instrumentu. Van Schalkwyk cały czas pracował nad udoskonaleniem trąby i zmniejszeniem kosztów produkcji. Początkowo wytwarzał je z blachy po puszkach. Potem jednak zastosował plastik. To właśnie taką, zrewolucjonizowaną wersję wuwuzeli możemy oglądać na ekranach naszych telewizorów. Trąbkowy biznes kręci się znakomicie. W sprzedaży dostępne są najrozmaitsze wersje wuwuzeli. Ceny też są zróżnicowane od kilku za najprostszą do 200 dolarów za luksusową wersję trąby.

– Widziałem na meczu wuwuzelę, która miała trzy metry długości. Obsługiwało ją trzech ludzi. Dwóch trzymało, a jeden dmuchał – opowiadał o wrażeniach z obcowaniem z tym instrumentem były prezes PZPN Michał Listkiewicz, który podczas mistrzostw w RPA z ramienia FIFA szkoli i ocenia sędziów. – Przyznam jednak, że wolę słuchać hałasu tych trąb niż tak jak na naszych stadionach ryków „je...ć PZPN” – powiedział Listkiewicz.

Reklama

>>>Czytaj dalej>>>



W RPA wuwuzela błyskawicznie zdobywała popularność. Już sześć lata temu stała się ulubionym gadżetem tamtejszych kibiców. Podczas ligowych klasyków, takich jak derby Johannesburga Orlando Pirates – Kaiser Chiefs, pod stadionem sprzedaje się nawet 20 tysięcy sztuk trąb. Pierwszy wielki dzień wuwuzeli miał miejsce 15 maja 2004 roku. W dniu, kiedy FIFA przyznała RPA mistrzostwa w RPA, sprzedano 22 tysiące sztuk plastikowych trąbek.

Podobnie rzecz się ma na meczach mundialu. Według szacunków Masincedane Sport sprzedaż wuwuzeli podczas mistrzostw może wygenerować 2,1 mln euro zysku. Jak zwykle w takich przypadkach na rynku pojawiła się cała masa podróbek. Mają one swoje, równie ciekawe jak oryginał nazwy. Firma z RPA nazwała swoją trąbę „Boogieblast”. Jej producenci stoją na stanowisku, że trąbka jest własnością kibiców i nie można jej zastrzec. Kolejna podróbka to kwakazela, czyli „kaczy dziubek”, podobna do oryginału, tylko bardziej powyginana. Chińskie wuwuzele są trzy razy tańsze (kosztują tylko 2 euro), ale robią tyle samo hałasu, a przecież tylko o to afrykańskiemu kibicowi chodzi.

Fani trąbią niemiłosiernie

Piłkarze, trenerzy i dziennikarze z całego świata nie mogą już znieść dźwięku, który można unicestwić tylko za pomocą zatyczek do uszu.

– Wuwuzela to nie jest problem. To koszmar i skandal! W takich warunkach nie da się pisać tekstów. Ten ryk jest nie do wytrzymania – opowiada nam Marek Wawrzynowski, dziennikarz relacjonujący mistrzostwa dla „Przeglądu Sportowego”.

Piłkarze też są załamani, szczególnie bramkarze i obrońcy, bo trudno im się porozumiewać między sobą na boisku. Duński golkiper Thomas Soerensen wymyślił cały system gestów, którymi porozumiewa się ze swoimi obrońcami. Trener Szwajcarów Ottmar Hitzfeld też bardzo poważnie podszedł do sprawy wuwuzeli. Razem ze swoim zespołem trenował przy... maksymalnym hałasie trąb. Dzięki temu jego zawodnicy mieli się przyzwyczaić do warunków meczowych. Pomysł doświadczonego szkoleniowca okazał się nadzwyczaj skuteczny, co pokazał sensacyjnie wygrany mecz jego drużyny z faworytami mistrzostw – Hiszpanami 1:0. Czyżby więc mistrzem świata miała zostać ta drużyna, która najlepiej przystosuje się do gry w hałasie?

>>>Czytaj dalej>>>



Prezydent FIFA Sepp Blatter nie przejmuje się krytycznymi głosami. Zaryzykował, oddając Afryce mistrzostwa świata. Teraz broni także miejscowych kibiców i ich zwyczajów.

– Zawsze mówiłem, że Afryka ma odmienne poczucie rytmu i dźwięku. Nie widzę powodu, by zakazać fanom muzycznych tradycji w ich własnym kraju. Czy chcielibyście zakazu waszego ulubionego sposobu kibicowania w waszym kraju? – pytał już po rozpoczęciu mistrzostw, kiedy spadła na niego fala krytyki z powodu wuwuzeli. Blatter stanowczo odciął się od pomysłu zakazania używania wuwuzeli na trybunach. Trąby na pewno zostaną do końca mistrzostw.

Podobne zdanie do swojego wielkiego bossa ma też prezes PZPN Grzegorz Lato. – Może w teatrze by mi to przeszkadzało, ale nie na stadionie piłkarskim w Afryce. Tam wychodzi się na ulice i jest jeden wielki huk, ale wuwuzele nie są męczące. Wręcz przeciwnie. Dodają mundialowi afrykańskiego charakteru. W Europie śpiewamy, tam trąbią i trzeba się do tego przyzwyczaić – mówi Lato, który obejrzał na żywo dwa mecze mistrzostw: RPA – Meksyk i Argentyna – Nigeria.

Wuwuzele stymulują też postęp w dziedzinie najnowszych technologii. Dźwiękowcy prześcigają się w wymyślaniu filtrów, które nazywają dewuwuzelatorami. Inżynier z Monachium Clemence Schlieweis opracował specjalny program obniżający głośność dźwięku trąbek. Z wysamplowanego odgłosu wuwuzeli stworzył jego odwrotność. Potem 45-minutowy dźwięk odtworzył z komputera ustawionego w pobliżu telewizora i okazało się, że trąbek nie słychać. Schlieweis zamienił swój wynalazek w biznes i sprzedaje w internecie w formie plików mp3 po 2,5 funta.

Angielska telewizja BBC też zareagowała na skargi swoich widzów i podczas transmisji wycisza odgłosy wuwuzeli, a swoich komentatorów w RPA zamiast w słuchawki ubiera w hełmofony, dokładnie takie same jakie znamy z serialu „Czterej pancerni i pies”.

Dobry biznes na wyciszaniu wuwuzeli robią też producenci zatyczek do uszu. Jest to w tej chwili najbardziej chodliwy towar pod stadionami. Dziennikarze byli ostrzegani przez swoich kolegów, którzy rok temu relacjonowali z RPA Puchar Konfederacji, żeby koniecznie zabrali na mistrzostwa zatyczki. Podkreślali, że są one ważniejsze niż płaszcz przeciwdeszczowy. Nie wszyscy w to uwierzyli i potem oczywiście żałowali. Teraz zatyczki są już niemal niedostępne. Ich zapasy się wyczerpały. Co ciekawe sprzedawała je firma powiązana z.... Masincedane Sport. Specjalne zatyczki do uszu Vuvuzela unPlugged TM firmy Uthango Social Investments sprzedawano po 2,5 euro. Do ich produkcji zatrudniono 120 niepełnosprawnych Afrykańczyków, których rekrutacją zajmowała się firma wynalazcy wuwuzeli.

>>>Czytaj dalej>>>



Miłośnicy hałasu

W czasie mistrzostw okazało się jednak, że na świecie są całe rzesze miłośników hałasu. I to nie tylko w RPA. W ostatnich dniach najczęściej ściąganym dzwonkiem na IPhone’a jest dźwięk wuwuzeli. Ściągnięto go z sieci już prawie milion razy. Trąbiący dzwonek jest hitem numer jeden w Argentynie, Austrii, Brazylii, we Francji, w Grecji, Holandii, Niemczech, Portugalii, RPA, Wielkiej Brytanii i we Włoszech.

Każdy, kto chce sprawdzić swoją odporność na wuwuzelę, może zagrać w internecie w prostą grę. Masochistyczną rozrywkę możemy znaleźć pod adresem p3.no/vuvuzela. Zasady są proste. Klikamy i czekamy tak długo, jak damy radę słuchać wuwuzeli. Kto wytrzyma dłużej, ten zyskuje więcej punktów. Ja zatrzymałem się dość szybko, na poziomie „niemieckiego chuligana”. Mistrzowski poziom oznacza „prawdziwego Afrykanina”.

Zła wiadomość dla polskich kibiców jest taka, że od października 2009 r. w Europie sprzedano już 1,5 miliona sztuk wuwuzeli. Istnieje więc ryzyko, że trąby zaryczą też na naszych stadionach podczas Euro 2012. Nasze uszy mogą tego nie wytrzymać. Ryk 127-decybelowych trąb może poważnie nadwyrężyć zdrowie niejednemu kibicowi (uszkodzenia słuchu mogą zaczynać się od 85 decybeli). Jest jeszcze czas, by wymóc na Michelu Platinim zakaz używania wuwuzeli na polskich i ukraińskich stadionach. Powinno pójść łatwo, bo nad Wisłą nikt nie może użyć argumentu o specyfice kibicowania i narodowym charakterze instrumentu. Choć pewnie uwielbiajacy trąbienie kibice Adama Małysza mają w tej kwestii zupełnie inne zdanie.

Jest jednak też dobra wiadomość. Van Schalkwyk pod wpływem krytyki płynącej z całego świata opracował nową, cichszą wuwuzelę. Niestety tylko o 20 decybeli.