Szyki zwarli: ministerstwo polityki społecznej, organizacje pozarządowe, telewizja publiczna, a nawet autorzy scenariuszy seriali! A wszystko pod hasłem: "Rodzina zastępcza, miłość prawdziwa". W ramach kampanii zaplanowano m.in. spoty reklamowe i billboardy.

To za mało! - mówią zwolennicy rodzin zastępczych. "Żeby jak najszybciej wprowadzić konieczne w Polsce zmiany, potrzeba nie tylko spójnej polityki rządowej i przyspieszenia żółwiej działalności sądów rodzinnych, ale także zaangażowania do akcji ludzi, którym najłatwiej dotrzeć do mas. Siła rażenia seriali jest nie do przecenienia!" - uważa Tomasz Polkowski, szef Towarzystwa "Nasz dom". Piłeczkę natychmiast odbija wiceminister pracy i polityki społecznej Joanna Kluzik-Rostkowska: "Zamierzam rozmawiać ze scenarzystami popularnych seriali. Chcę ich namówić, by wprowadzili do życia swoich bohaterów wątek rodzicielstwa zastępczego!"

Nie brakuje też głosów sceptycznych wobec podobnych inicjatyw. "Kiedy cztery lata temu zorganizowano podobną kampanię, jej głównymi przeciwnikami okazali się dyrektorzy i pracownicy domów dziecka!" - mówi DZIENNIKOWI specjalista PR Rafał Szymczak. Mało tego! Za utrzymywaniem domów dziecka są także lokalni urzędnicy! Jest to tym dziwniejsze, że koszt utrzymania dziecka w sierocińcu to 3 tys. zł, zaś w rodzinie zastępczej - połowę mniej! Wygląda na to, że urzędnicy nie dbają ani o dobro dzieci, ani o publiczne pieniądze.

Co jeszcze przygotowano w ramach kampanii, a także jak z problemem przeludnionych domów dziecka poradziły sobie kraje zachodnie i sprawiły, że rodziny zastępcze czy adopcyjne cieszą się wysokim prestiżem społecznym? O tym w dzisiejszym wydaniu DZIENNIKA.