Najcieplejsze słowa, jakie usłyszał od babci, która go wychowywała, brzmiały: "Ty psi synu...". Zwykle ubliżała mu tak wulgarnie i znęcała się tak bestialsko, że uciekał w samotność i przełykał gorzkie łzy upokorzenia i bezsilności - pisze "Fakt".

Przeżywał to bardzo, aż w końcu po kilkunastu latach udręki odebrał sobie życie.

Nieszczęście było mu pisane od urodzenia. Gdy przyszedł na świat, matka zrzekła się do niego praw i zostawiła w szpitalu. Zajął sie nim ojciec, którego był oczkiem w głowie przez sześć lat. Niestety zmarł.

Wówczas trafił do domu babki pod Kołobrzegiem. W rzeczywistości nie chodziło jej o dobro wnuka, ale o pieniądze: rentę po ojcu i dodatek alimentacyjny.