p

Jarosław Kaczyński*

O historii III RP

Jeśli spojrzeć na państwa postkomunistyczne, to można powiedzieć, że Polska znajduje się na końcu pewnej osi, która określa te państwa, w których istnieje zjawisko postkomunizmu, i hierarchizuje je wedle siły postkomunizmu. Sądzę, że postkomunizm polski był ze względów, które będę się starał pokrótce wyjaśnić, bardzo słaby. I w związku z tym analiza odnosząca się do Polski będzie w jakiejś mierze miała charakter analizy modelowej. Będzie pomocna także dla analizy sytuacji w innych krajach, gdzie różnego rodzaju elementy sytuacji polskiej nie występowały.

Co to jest postkomunizm

Postkomunizm wziął się z pewnego poważnego zaniechania. Na system komunistyczny w jego schyłkowej fazie składał się mechanizm polityczny o całkowicie niedemokratycznym charakterze, mechanizm gospodarczy, który miał charakter nierynkowy, aparat państwowy, który koordynował i nadzorował całość spraw kraju i wreszcie pewna hierarchia społeczna, gdzie główną płaszczyzną podziału był udział we władzy, z grupą nazywaną nomenklaturą. W końcowej fazie komunizmu w zasadzie na wszystkich obszarach państwa i gospodarki powstała potężna pula patologii gospodarczych i politycznych związana z wczesnymi, jeszcze wewnątrzsystemowymi procesami prywatyzacji. Powstały też mechanizmy przejmowania własno ści poprzez system związków między środowiskami przestępczymi, służbami specjalnymi i środowiskami nomenklaturowymi.

W ramach reform zwanych transformacją stworzono procedury i instytucje demokratyczne, zniesiono ograniczenia swobód, powstał wysoce ułomny, ale jednak demokratyczny mechanizm. Stworzono podstawowe instytucje rynkowe z pieniądzem na czele (bo pieniądza w komunizmie tak naprawdę nie było) i powstał wtedy ułomny, ale jednak funkcjonujący rynek. Nie dokonano natomiast niczego, by przebudować aparat państwowy, nie powołano nowego państwa, chociaż wprowadzono w jego ramy mechanizm demokratyczny, nie dokonano zmiany hierarchii społecznej. Nomenklatura, tyle tylko że rozumiana w kategoriach własności, pozostała grupą najsilniejszą i była wzmacniana przez różnego rodzaju kooptację, a jednocześnie nie podjęto żadnych działań zmierzających do likwidacji wspomnianej puli patologii. Co więcej, umocniono ją, znosząc różnego rodzaju ograniczenia prawne, także w zakresie prawa karnego, jak również stwarzając możliwości związane z rynkiem i prywatyzacją.

Reklama

Postkomunistyczne służby i państwo

Służby specjalne w roku 1989 miały około 30 tys. funkcjonariuszy - oczywiście nie licząc policji - i co najmniej 150-200 tys. czynnych współpracowników (liczba ta była prawdopodobnie większa). Dysponowały potężnymi aktywami we wszystkich dziedzinach życia, a także bardzo dużymi jak na ówczesne polskie stosunki możliwościami gospodarczymi, związanymi z działaniem wywiadu, który miał dostęp do zachodnich rynków.

Cóż wobec tego stało się z tymi służbami po roku 1989? Otóż najważniejsza z nich, cywilna Służba Bezpieczeństwa została formalnie rozwiązana, ale przed rozwiązaniem ok. 30-40 proc. jej funkcjonariuszy przeszło do policji na stanowiska kierownicze i merytoryczne, kilka tysięcy tworzyło nową służbę specjalną, a spośród tych, którzy zostali wyeliminowani, znaczna część weszła do pracy w wielkich firmach detektywistycznych i ochroniarskich, których możliwości operacyjne bardzo szybko tak wzrosły, że były porównywalne z możliwościami służb państwowych. Służby wojskowe - mniej liczne, ale szczególnie w latach 80. bardzo wpływowe, będące podporą władzy generałów z generałem Jaruzelskim na czele - działały nadal bez żadnej weryfikacji - zmieniono jedynie nazwę i zrobiono małą reorganizację - mając w dalszym ciągu ogromne możliwości, także w sferach całkowicie pozawojskowych.

To oczywiście powodowało, że PRL-owskie służby specjalne, ze swoimi afiliacjami gospodarczymi i politycznymi, w dalszym ciągu pozostały bardzo silnym i bardzo czynnym uczestnikiem polskiego życia publicznego - do tego jeszcze wrócę.

Ale zmian nie dokonano także w innych częściach aparatu państwowego. To właśnie dzięki temu nomenklatura miała ogromną przewagę w procesie prywatyzacji, zarówno założycielskiej, jak i tej dotyczącej majątku państwowego. Po prostu w tym wyścigu do pozycji właścicielskiej, wyścigu do tworzącej się klasy właścicielskiej, ludzie nomenklatury byli o wiele okrążeń przed innymi. Trzeba dodać jeszcze, że temu procesowi towarzyszył inny proces, związany z nieuniknioną na tym etapie rozwoju historycznego konfuzją między możliwościami rynku a możliwościami budżetu państwowego. Ta konfuzja doprowadziła do tego, że bardziej energiczne jednostki z aparatu państwowego, aparatu pozbawionego jakiegokolwiek celu, aparatu niemającego żadnego etosu, żadnej ideologii - przechodziły do biznesu wraz ze swoimi kontaktami i informacjami. Zrodziło się zjawisko podwójnych ról: ludzi, którzy równocześnie są w służbie państwowej i w biznesie, wykorzystując ten związek. Rodziło to zwykłą łapówkarską korupcję na ogromną skalę. Aparat państwowy znalazł się w stanie rozkładu. Tak to wyglądało zaraz po starcie, po początku.

Oczywiście tego rodzaju system, by trwać, musiał zdobyć pewnego rodzaju legitymizację. Chcąc wyjaśnić, w jaki sposób została ona stworzona, trzeba odwołać się do pojęcia kontrelity.

Jak postkomunizm przyswoił opozycję

To pozwoli na chwilę wrócić także do sprawy sytuacji w innych krajach komunistycznych. Otóż kontrelita (w rozumieniu Vilfreda Pareto) w Polsce istniała. I to jest właśnie ta różnica między Polską a innymi krajami postkomunistycznymi, gdzie kontrelita była bardzo słaba albo nie istniała w ogóle. W związku z tym wprowadzenie tam podobnego w istocie systemu, i to często w znacznie radykalniejszej formie, było dużo łatwiejsze - dlatego mówiłem, że polski system postkomunistyczny był systemem szczególnie słabym. W Polsce, na skutek istnienia i działania "Solidarności", na skutek wydarzeń, które miały miejsce od 1956 roku, wytworzyła się stosunkowo liczna, zakorzeniona społecznie i mająca doświadczenie w działaniu kontrelita.

Istniał także Kościół katolicki, który przez cały okres komunizmu zachował niemałą część niezależności, a w latach 80. odgrywał już bardzo znaczącą rolę polityczną. Krótko mówiąc, mieliśmy do czynienia nie tylko z istnieniem kontrelity, ale także dzięki wydarzeniom związanym z "S" mieliśmy do czynienia z powrotem do bardzo ostrych podziałów politycznych w społeczeństwie, do wielkiego politycznego napięcia, które tworzyło bardzo znaczną polityczną dynamikę. Dynamikę, którą trzeba było wyhamować. Bez jej wyhamowania postkomunizm nie mógłby się w Polsce utrzymać.

W jaki sposób do tego doszło? Doszło do tego poprzez sytuację, którą można określić jako przyjęcie oferty przez znaczną i najbardziej wpływową część tej kontrelity, oferty sformułowanej przez rządzącą nomenklaturę, a dokładniej przez jej górną, decydującą o wszystkim część. Początkowo była to oferta kooptacji, później oferta współwładzy - to był właśnie Okrągły Stół. I wreszcie po Okrągłym Stole i wyborach 1989 roku - tylko częściowo demokratycznych, a mimo to zwycięskich dla "S" - była to już oferta podzielenia się władzą, ale z gwarancjami dla tych, którzy tę władzę oddają. Tę ostatnią ofertę duża część kontrelity zaakceptowała.

Oczywiście owa akceptacja dla wielu jej przedstawicieli oznaczała także wejście w sferę społecznego przywileju. Ale byłoby uproszczeniem i niesprawiedliwością twierdzenie, że była to główna przyczyna przyjęcia tej oferty. Główna przyczyna była inna: otóż ta część kontrelity, która zaakceptowała ofertę, była biograficznie, a w niemałej części także ideologicznie, na jakimś etapie swojego życia związana z poprzednim systemem. Obawiała się, że radykalne odrzucenie tego systemu doprowadzi do dominacji w Polsce sił tradycjonalistycznych, związanych z Kościołem.

To z kolei miało doprowadzić do ukształtowania się takiej Polski, jakiej oni sobie nie życzyli, i do degradacji tej elity. Ale to, co było konsekwencją owego przyjęcia oferty, doprowadziło do stanu rzeczy, który w Polsce istniał w jakiejś mierze już przedtem, do tego, co przy końcu lat 70. nazwano "pożyczeniem legitymacji". Ta kontrelita, która zmieniła się już w elitę nowego systemu, swój dorobek opozycyjny, swoją pozycję moralną "pożyczała" drugiej stronie. Paradoksalnie dorobek walki z komunizmem stawał się legitymacją, swego rodzaju legitymacją charyzmatyczną (jeżeli odwołać się do Weberowskiego podziału) nowego systemu. I to było właśnie to, co miało szczególną wagę dla jego utrzymania się.

Demobilizacja solidarnościowej wspólnoty

Powiedziałbym jednak nieprawdę, gdybym uznał, że to było wszystko, że to wystarczało. Bardzo ważne było także uprawianie różnego rodzaju socjotechnik demobilizacyjnych poprzedniego systemu, w szczególności tych stosowanych w okresie po 13 grudnia, czyli po wprowadzeniu stanu wojennego. Chodziło tu generalnie rzecz biorąc o to, by skoncentrować uwagę społeczną na sferze ludycznej, sferze zabawy, by kwestie polityczne, w tym centralną kwestię wolności, tam właśnie umieścić.

To prowadziło do nowego podziału sceny politycznej, do podziału, w ramach którego po jednej stronie znalazły się siły tradycjonalistyczne, a po drugiej stronie siły postkomunistyczne razem z siłami liberalnymi - oczywiście liberalnymi w europejskim, a nie amerykańskim znaczeniu tego słowa - które przedtem były w opozycji i stanowiły dużą część kontrelity. Ta współpraca nie mogła jeszcze wówczas przybrać charakteru wprost politycznego. Ale przybrała z jednej strony charakter cichej współpracy, cichego współdziałania na poziomie parlamentarnym - cichego, ale bardzo efektywnego w latach 1989-1993. Ówczesna równowaga parlamentarna była utrzymywana w dużej mierze dzięki tej współpracy.

Dużo ważniejsza była jednak ścisła współpraca w sferze medialnej, w sferze przekazu, a więc także kształtowania świadomości społecznej i budowa swego rodzaju poprawności politycznej w tej sferze. Wiązało się z tym niezwykle ostre atakowanie Kościoła. Znaczna część tego świata medialnego, który został bezpośrednio wyłoniony przez nomenklaturę - dobrym przykładem będzie pismo "Nie" - skoncentrowała się na niezwykle brutalnym ataku na Kościół, co spowodowało kolejny paradoks. Kościół z jednej strony był wciągany w to porozumienie poprzez przyznanie mu licznych przywilejów w różnych sferach, a z drugiej strony był niezwykle ostro atakowany, przy czym był to atak w niemałej mierze efektywny społecznie.

Oczywiście posługiwano się także innymi mechanizmami, innymi dyskursami czy narracjami legitymizującymi: była koncepcja, która stwierdzała, że wszystkie problemy społeczne zostaną w bardzo krótkim czasie rozwiązane same przez się za sprawą mechanizmów rynkowych, demokratycznych, samorządowych, a także dzięki perspektywie wejścia Polski do struktur europejskich. Była też legitymizacja przez odwołanie się do wagi spokoju, do tego, że zmiana w Polsce nastąpiła bez jednej wybitej szyby.

Wreszcie odwoływano się do tego, że szybko udało się zlikwidować te dolegliwości, które były związane z późną fazą komunizmu i z komunizmem w ogóle, a więc np. dolegliwości związane z zaopatrzeniem, bardzo rzeczywiście intensywne i bardzo zatruwające życie ludziom. Zniknęły kolejki, w sklepach pojawiły się towary.

Te wszystkie mechanizmy były mocne, ale nie sposób wyjaśnić, w jaki sposób ten system został podtrzymany, bez odwołania się do faktu, który dalece już przekraczał to wszystko, co można było ująć w kategoriach pewnej społecznej manipulacji, społecznego zabiegu dokonywanego miękkimi metodami. W podtrzymaniu tego systemu niemałą rolę odegrały wspomniane już służby specjalne. To one doprowadziły do rozbicia tej części obozu solidarnościowego, która kwestionowała postkomunizm od początku. To one doprowadziły do tego, że ten obóz nie był w stanie działać efektywnie. Tzw. sprawa inwigilacji prawicy - to jest trochę myląca nazwa - to właśnie ta operacja. Doprowadziła ona nie tylko do rozbicia formacji prawicowych przeciwstawiających się postkomunizmowi. Ona miała także jeszcze jeden bardzo istotny skutek: dzięki rozbiciu tych sił profity z powodu społecznego niezadowolenia ze zmian, bezrobocia, zagrożenia bezrobociem, popadnięcia znacznej części społeczeństwa w biedę, zgarnęli komuniści. Powstał mechanizm, w ramach którego siły postkomunistyczne były naraz głównym beneficjentem zmian własnościowych - głównie one korzystały na tych zmianach - i jednocześnie były one głównym beneficjentem niezadowolenia społecznego z tych zmian. I to był mechanizm wielkiego zwycięstwa nomenklatury postkomunistycznej w wyborach 1993 roku. To był mechanizm tego jej bardzo szybkiego - już po czterech latach - powrotu do władzy.

Apogeum postkomunizmu i jego upadek

Rok 1993 rozpoczął okres postkomunizmu triumfującego. W roku 1995 postkomunizm umocnił się w sferze politycznej także poprzez objęcie przez jego przedstawiciela stanowiska prezydenta. Ale w mechanizm, który tutaj opisuję, wpisana była pewna konfuzja. Otóż postkomunizm nie był w stanie wyjść poza pewne przeświadczenia i interesy ideologiczne swojego zaplecza. W związku z tym nie był stanie wciągnąć do systemu (choć jego inteligentniejsi przedstawiciele chcieli tego) Kościoła. Nie mógł ratyfikować konkordatu zawartego w 1993 roku przez ostatni rząd solidarnościowy, rząd Hanny Suchockiej, i nie mógł się powstrzymać od powrotu do sprawy aborcji, od próby podważenia ustawy, która ogranicza prawo do aborcji.

To było przyczyną umocnienia się podziału w Polsce wedle bardzo istotnej osi, osi stosunku do Kościoła. Przyczyniła się do tego także inna luka w systemie, mianowicie wspomniane przeze mnie przywileje dla Kościoła, które doprowadziły do tego, że powstało Radio Maryja, instytucja bardzo kontrowersyjna, ale jednocześnie niewątpliwie przyczyniająca się do politycznej aktywizacji najbardziej tradycjonalistycznego elektoratu. To wszystko - obok pewnych okoliczności o charakterze przypadkowym, jak np. wielka powódź w 1997 - przyczyniło się do wyborczej przegranej postkomunizmu w roku 1997. Ale jednocześnie ten czas pokazał jego siłę. Rządy prawicy z lat 1997-2001 w istocie wpisały się w postkomunizm. Oczywiście nie było to wpisanie się całkowite, ale - by wspomnieć chociaż jedną z przyczyn - działalność służb specjalnych doprowadziła do negatywnej selekcji polityków prawicy, ci najsprawniejsi w tej władzy nie uczestniczyli.

Kiedy jednego z nich na chwilę poproszono do władzy, to można powiedzieć, że tą decyzją wykopano grób postkomunizmowi, ponieważ okazało się, że była to droga do prezydentury i droga do powstania jednej z najważniejszych formacji anty-postkomunistycznych.

Ale jeśli szukamy tego podstawowego mechanizmu upadku postkomunizmu w Polsce, to trzeba odwołać się także do innych wydarzeń, przede wszystkim w sferze gospodarczej. Otóż postkomunizm był oczywiście ułomną formą demokracji, nie były bowiem w nim spełniane podstawowe warunki demokracji. Ta ostatnia nie może powstać w kraju, gdzie jedna grupa tak bardzo dominuje, gdzie nie ma odpowiednio zaawansowanego procesu mediatyzacji władzy.

Ale postkomunizm prowadzi także do bardzo radykalnego ograniczenia praw rynkowych, do budowy bardzo ułomnego rynku. Uczestnictwo w sferze wpływów jest nieporównanie lepszą gwarancją sukcesu gospodarczego niż umiejętność dobrego gospodarowania. I mimo ogromnej aktywności polskiego społeczeństwa w sferze gospodarczej, mimo powołania kilku milionów spółek już w początkach działania nowego systemu, rozwój gospodarczy trwał krótko. Po kilku latach doszło do jego wygaśnięcia. Ten mechanizm okazał się po prostu nieefektywny. I to była przyczyna różnych zjawisk, m.in. zjawiska, które można określić jako "nową kontestację systemu". Kontestację, która wyrażała się w formach politycznych, która wyrażała się w formie powstawania partii politycznych. Drobni biznesmeni ze sfer prowincjonalnych zawiedzeni tą sytuacją uzyskali reprezentację w postaci populistycznej formacji "Samoobrona", która bezpośrednio godziła w interesy partii postkomunistycznej, zabierając jej po prostu część elektoratu i atakując różnego rodzaju rozwiązania systemu postkomunistycznego.

Biznesmeni z większych ośrodków i ludzie związani z biznesem zareagowali na tę sytuację, tworząc bardzo liberalną w sensie gospodarczym i też kontestującą postkomunizm Platformę Obywatelską. Siły tradycjonalistyczne związane z Radiem Maryja powołały swoją partię - Ligę Polskich Rodzin, także kontestującą postkomunizm, choć z bardzo specyficznej pozycji.

I wreszcie wielki nieporządek, który istniał w Polsce w latach 1993-1997 i którego w istocie nie udało się opanować także po roku 1997, związany z ogromnym wzrostem przestępczości, z jej, można powiedzieć, niezwykłą transparentnością (wybuchy bomb, strzelaniny na ulicach Warszawy). Polacy są do takiej sytuacji całkowicie nieprzyzwyczajeni. Doprowadziło to do tego, że na płaszczyźnie walki z przestępczością, przywracania porządku w kraju, mogły odrodzić się te siły antykomunistyczne, które przegrały batalię na początku lat 90. Tak powstało Prawo i Sprawiedliwość, czyli partia, której ja jestem szefem.

Postkomunizm uzyskał szeroki front silniejszych i sprawniejszych niż wcześniej przeciwników. Ale nie upadłby mimo wszystko pewnie tak szybko, gdyby nie to, że po 2001 roku, po ponownym zwycięstwie wykazał cechę, którą można określić jako nową pewność siebie. Miała ona dwa istotne skutki. Pierwszy z nich to gotowość do takiego działania, które pokazywało w sposób jasny i przejrzysty charakter systemu, a w szczególności jego ewolucję w stronę oligarchizacji, tzn. skupienia wpływów politycznych i gospodarczych w rękach grupy ludzi o szczególnie mocnej pozycji gospodarczej, posiadających wielkie majątki warte miliardy dolarów i zdobyte dzięki powiązaniom politycznym. Ta sytuacja istniała w jakiejś mierze wcześniej, ale po roku 2001 stała się bardzo widoczna, była demonstrowana, premier Miller obnosił się wręcz z tymi ludźmi, pokazywał, że to najważniejsi obywatele, całkowicie odrzucił pozory. To wywoływało repulsję, nawet w tej sferze medialnej, która budowała dotychczas polityczną poprawność i blokowała informacje niekorzystne dla systemu.

Ale tym, co stanowiło ostatecznie zapalnik wybuchu, był inny element tej pewności siebie. Doprowadził on do tego, że twardy trzon sił postkomunistycznych bezpośrednio wywodzący się z PZPR doszedł do wniosku, iż może zaatakować instytucję, która była w ówczesnym polskim systemie podporą systemu, czyli "Gazetę Wyborczą", najbardziej wpływową i największą gazetę polityczną w kraju. Postanowiono obłożyć ją podatkiem korupcyjnym i jednocześnie uzależnić od siebie. Zaatakowano też inne media, chcąc wprowadzić bardzo niekorzystne dla nich rozwiązania. Wyraźnie dążono do stworzenia wielkiego koncernu medialnego, całkowicie podporządkowanego finansowo i politycznie mediom postkomunistycznym. To wywołało bardzo silną reakcję zarówno "Gazety Wyborczej", jak i innych mediów - wybuchła tzw. afera Rywina, która doprowadziła do tego, że system został zdelegitymizowany w swoim głównym nurcie. Główny nurt mediów, który dotychczas różnymi metodami system podtrzymywał, nie tylko go zaatakował, ale także pozwolił na to, by na jego łamach została sformułowana koncepcja jego odrzucenia, czyli koncepcja IV Rzeczypospolitej. Sformułowana przez człowieka, który, by posłużyć się określeniem Marksa, należał do "literackich przedstawicieli systemu". To była droga do coraz dalej idącej kompromitacji i wreszcie do zwycięstwa wyborczego sił, które system kwestionowały.

Jarosław Kaczyński

skróty i śródtytuły od redakcji

p

*Jarosław Kaczyński, ur. 1949, polityk, prawnik. Współpracownik KOR, w latach 80. sekretarz działającej nielegalnie Krajowej Komisji Wykonawczej NSZZ "Solidarność". Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu. Współtwórca Porozumienia Centrum, a później Prawa i Sprawiedliwości, od lipca 2006 premier RP.