Nawet dzisiaj nazwiska policjantów inspektora Jerzego S. i podinspektor Małgorzaty W. muszą pozostać anonimowe. "Lepiej nie kusić złego. Oboje mają rodziny, a układ, któremu zagrozili, jest daleki od padnięcia na deski po nokaucie" - mówi wysoki rangą urzędnik MSWiA. Z policjantami współpracuje prokurator Jerzy Mierzewski. "On nie kryje, że sprawa Papały jest jego misją życiową" - opisuje go kolega. Mierzewski prowadził równolegle sprawę gangu pruszkowskiego i doprowadził ją do sądowego finału w 2003 r.
Jednak najbardziej wyróżnia się podinspektor Małgorzata W. Ta kobieta to doświadczony glina, bez kompleksów w męskim środowisku. "Nie miała tylko licencji na zabijanie. Poza tym mogła wszystko" - opowiada były oficer Centralnego Biura Śledczego. Podinspektor W. pojawiała się zawsze tam, gdzie był zatrzymywany gangster należący do "pierwszej ligi". "Zamykała się z nim i pertraktowała. Mogła załatwić bezkarność niemal każdemu w zamian za informacje prowadzące do zabójców komendanta" - wyjaśnia inny z rozmówców DZIENNIKA.
"To dobrze, że stoi nad nią spokojny, rzeczowy i niezwykle doświadczony Jerzy S. Tonuje jej pomysły. Tworzą doskonale uzupełniający się tandem" - dodaje oficer, znający oboje. Inspektor Jerzy S. jest żywą legendą policji kryminalnej. Prawnik z wykształcenia, od 30 lat pracuje w pionach operacyjnych. Zajmował się najpoważniejszymi śledztwami: zabójstwem peerelowskiego premiera Jaroszewicza, porwaniami dzieci i mafijnymi egzekucjami.
Rok 2002 mógł być ostatnim w historii grupy. Jej członkowie byli wtedy bliscy poddania się. "To jeden z najczarniejszych momentów w 16-letniej historii polskiej policji. I prokuratury" - mówi dziś inspektor Paweł Biedziak, dyrektor biura komunikacji społecznej w KGP.
Początkowo prokurator Mierzewski i policjanci wpadli w euforię. Zdobyli zeznania świadka, który wprost mówił o udziale Mazura w zleceniu zabójstwa. Postanowili natychmiast zatrzymać biznesmena. "Decyzja o tym zapadła pod nieobecność komendanta głównego policji Antoniego Kowalczyka i kierownictwa MSWiA. Podjął ją generał Adam Rapacki, który był wtedy wiceszefem KGP" - mówi oficer z policyjnej centrali.
Po 48 godzinach Mazur został jednak zwolniony z aresztu - dziś trwa śledztwo, które wyjaśnia, kto naciskał na prokuratora Mierzewskiego, aby wypuścił Mazura. Policjanci i prokurator Mierzewski chcieli wtedy odejść z pracy. Wtedy też poszedł pierwszy i jedyny przeciek ze specgrupy do mediów. "Poinformowaliśmy dziennikarzy o wypuszczeniu Mazura. No i o tym, że natychmiast z aresztu pobiegł na imprezę urodzinową byłego szefa kadr SB Romana Kurnika, wtedy doradcy ministra spraw wewnętrznych" - mówi policjant, który w 2002 r. pełnił wysokie stanowisko w KGP.
Od tej pory specgrupa pracowała w jeszcze większej konspiracji. "Sobie znanymi metodami zdobyli akta osobowe byłego esbeka i ówczesnego zastępcy komendanta głównego Zbigniewa Chwalińskiego oraz Kurnika" - wspomina urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości. "Igrali z ogniem, jednak robili to na tyle mądrze, że przełożeni bali się podjąć decyzję o odsunięciu ich od sprawy" - mówi rozmówca DZIENNIKA.