Odpowiedź dla ludzi o słabszych nerwach - rozwiązaniem jest zakup martwego karpia. Wtedy nie muszą się zastanawiać, jak bardzo bolała śmierć zakupionej ofiary ludzkiej tradycji. "My używamy prądu. Uszkadza centralny układ nerwowy i zwierzę od razu umiera"- tłumaczy Dariusz Czynszak, właściciel hodowli karpi z Pomorza.

Ci bardziej odważni preferują uderzenie młotkiem w głowę lub obcięcie głowy tasakiem.

"Silne uderzenie w głowę powoduje śmierć mózgową" - tłumaczy profesor Piotr Epler, ichtiobiolog z Akademii Rolniczej w Krakowie. Problem jednak w tym, jak ocenić siłę tego uderzenia, by za pierwszym razem było skuteczne. Bo zbyt słaby cios spowoduje tylko olbrzymie cierpienie.

Tasak lub ostry, długi nóż polecają zawodowi kucharze. Jedno cięcie i po wszystkim. Tyle teorii, bo takie obcięcie głowy wywołuje obfite krwawienie i widok może zemdlić nawet największych tradycjonalistów.

Zwolenników i przeciwników uśmiercania karpi próbuje pogodzić zapalony wędkarz, Przemysław Mroczek, który łowi tylko te ryby. "My jesteśmy przyjaciółmi karpi. Po upolowaniu od razu wypuszczamy z powrotem do wody. Bo karp to przede wszystkim przeciwnik, któremu trzeba darować życie, kiedy się już go pokona" - tłumaczy.

A Cezary Wyszyński, wegetarianin z organizacji "Viva! Akcja dla zwierząt", apeluje do sumienia każdego z nas. "Karp czuje ból i żadna tradycja nie może tego usprawiedliwiać" - podkreśla i dodaje, że nie ma co debatować, czy ból jest mały, czy duży. Po prostu trzeba go uniknąć w ogóle.