Radosna, pełna energii, zawsze uśmiechnięta... Każdy, kto widzi ją po raz pierwszy w życiu, nie chce wierzyć, że jeszcze niedawno była o krok od śmierci. Rak zaatakował Paulinkę trzy i pół roku temu. Najpierw zaczęła boleć ją noga. Początkowo myślała, że to od uderzenia - kilka dni wcześniej przewróciła się na boisku, grając w piłkę. Gdy jednak ból nie przechodził, mama zdecydowała się zaprowadzić córkę do lekarza. Diagnoza zabrzmiała jak wyrok: dziewczynka ma nowotwór kości.

"Kompletnie się załamałam. Nie ma chyba nic gorszego dla matki niż śmiertelna choroba dziecka" - opowiada "Faktowi" Małgorzata Wiśniowska, mama Pauliny. Jej córeczka jednak nie traciła wiary. W grudniu 2003 r., gdy leżała w szpitalu, czekając na wszczepienie endoprotezy w miejsce zaatakowanej przez raka kości, postanowiła napisać list do Jana Pawła II.

"Kochany Ojcze Święty. Nazywam się Paulinka. Jestem chora na nowotwór kości (…) Mieszkam w małym miasteczku Kęty. Niedaleko Wadowic, tych samych, gdzie Ojciec Święty się urodził. Kochany Ojcze Święty, proszę Cię bardzo mocno, żebyś się za mnie pomodlił. Wierzę, że wtedy wyzdrowieję i wszystko się dobrze skończy. Ja modlę się za Ojca Świętego" - napisała swoim dziecinnym jeszcze charakterem, a do listu dołączyła świąteczne życzenia.

Odpowiedź przyszła jeszcze w tym samym miesiącu. W liście z Watykanu nadeszły słowa wielkiej otuchy od arcybiskupa Stanisława Dziwisza i odręczne życzenia Jana Pawła II. Do listu dołączony był biały różaniec. Wiedząc, że modli się za nią sam papież, Paulinka od razu poczuła się lepiej. Z dnia na dzień wyglądała zdrowiej. Lekarze oniemieli z wrażenia. Nie mogli uwierzyć w tak błyskawiczne cofanie się choroby.

"Przez trzy lata codziennie się modliłam, przesuwając w palcach paciorki różańca. Wiedziałam, że moje prośby zostaną wysłuchane" - opowiada Paulinka, która dziś wygląda kwitnąco i czuje się wspaniale.

"Przypadek Paulinki Wiśniowskiej może być kolejnym dowodem świętości papieża. Codziennie nadchodzą relacje ludzi, którzy świadczą o czynionych przez niego cudach. Cudem możemy nazwać ozdrowienie, którego nie da się wyjaśnić racjonalnie, a osoba prosząca o cud lub jej bliscy modlili się i prosili o wstawiennictwo do Boga. By dowieść świętości kandydata potrzebne jest udowodnienie, że za jego wstawiennictwem zdarzył się cud. W przypadku Jana Pawła II nie powinno być to trudne" - mówi bp Tadeusz Pieronek, przewodniczący krakowskiego trybunału ds. beatyfikacji Jana Pawła II.









Reklama