Andrzej Nowak wskazuje, że Alain Besancon nader trafnie przewidywał i opisywał rozwój sytuacji w Polsce lat 90., "ewolucyjne przejście z komunizmu w postkomunizm". Jego krytyka postawy części opozycji postsolidarnościowej pozostaje nadal aktualna. Równie trafne okazały się prognozy dotyczące stosunków między Rosją i Zachodem, zwłaszcza rosyjskiej strategii rozbijania jedności Unii Europejskiej.

p

Filip Memches: Dwutomowy wybór pism Alaina Besancona "Świadek wieku" jest w dużej części przypomnieniem jego dorobku, publikowanego w polskich wydawnictwach emigracyjnych i drugiego obiegu. W Polsce lat 80. znacząca część opozycji karmiła się złudzeniami o budowie "socjalizmu z ludzką twarzą". Na czym polegała oryginalność refleksji Besancona nad komunizmem w tamtym okresie?

Bronisław Łagowski*: To było coś nowego. Do tej pory z Paryża przychodziły takie prądy jak "postępowy" katolicyzm, humanistycznie i strukturalistycznie przyprawiony marksizm czy różne wymyślne usprawiedliwienia komunizmu. I oto pojawił się francuski intelektualista głoszący radykalny antykomunizm, czyniący to w stylu świadczącym o dogłębnym przemyśleniu problemu. W Polsce panowało wtedy totalne znudzenie marksizmem i całą ideologią komunistyczną. Nie było ono tym samym co odrzucenie. Dla władzy ideologia nadal obowiązywała. Uprzytamnianie inteligencji, że istotą panującego ustroju jest ideologia, że w stosunku do realnego socjalizmu jest ona pierwotna logicznie i chronologicznie, było więcej niż potrzebne. Wskazywało najważniejszy front walki i uwypuklało niezwykłość, wręcz dziwaczność ustroju. Jego deklarowanym celem była "budowa socjalizmu". Besancon twierdził zaś, że socjalizm jest nadrzeczywistością, systemem celowo skonstruowanej i całemu społeczeństwu narzucanej iluzji.

A jednak chodziło mu też chyba o coś więcej. Chcąc objaśnić naturę ideologii komunistycznej, Besancon odwołał się do kategorii religijnych - posłużył się pojęciem gnozy.

Nie jest to gnoza w ścisłym sensie tego słowa, lecz coś jej pokrewnego. Komunista wierzy nie tyle w to, co ideologia głosi na temat rzeczywistości, ile w zbawczą rolę ideologii jako takiej. Gnostycyzująca ideologia to wiara we wiarę. Takie nastawienie umysłowe jest częstsze, niż sądzimy. Czym jest polska gnoza narodowa, nazywana też mesjanizmem, jeśli nie wiarą w ideę narodu, przy nikłym lub żadnym zainteresowaniu narodem realnym? Jeśli chodzi o złudzenie "socjalizmu z ludzką twarzą", to poza kręgami władzy nie miało ono większego znaczenia. O takim socjalizmie myśleli rządzący, którzy - jak Gorbaczow czy Jaruzelski - chcieli zreformować ustrój, nie rozumiejąc jego istoty. Uważali, że dokonają wielkiego dzieła, jeśli zaczną reformy od rozmiękczania narzędzi.

A więc od liberalizacji reżimu. Tymczasem dla Besancona represyjny charakter realnego socjalizmu nie był najpoważniejszym problemem...

Reklama

Według niego największym złem komunizmu była ekspansja ideologii na całość życia społecznego, ekspansja możliwa do powstrzymania przede wszystkim za sprawą materialnych faktów. Tę myśl wyraża parabola o Don Kichocie, który opanował młyn, sądząc, że to zamek. I rządzi w nim jak na zamku. Sancho Pansa, wiedząc, że to młyn, po kryjomu miele zboże na mąkę. Karmi nią siebie i Don Kichota, który bez ustępstw na rzecz realiów umarłby z głodu. Życie w systemie, w którym iluzja uchodzi za rzeczywistość, czyni ludzi głęboko nieszczęśliwymi.

"Świadek wieku" zawiera także sporo publicystyki Besancona dotyczącej polskiej transformacji ustrojowej oraz postkomunizmu. Czy jego krytyka Okrągłego Stołu okazała się trafna?

Wiosną 1989 roku wysłuchałem odczytu Besancona na Uniwersytecie Jagiellońskim. Mówił o przemianach w Polsce. Bardzo mnie rozczarował. Ostrzegał przed zapowiedzianymi negocjacjami między władzą a opozycją. Twierdził, że komuniści są przebiegli, że mają plan oszukania "Solidarności" itp. Znałem środowiska partyjne i wiedziałem, że nie są zdolne zaplanować niczego, co miałoby ręce i nogi, że poglądy otoczenia Jaruzelskiego są naiwne, pełne jakiegoś straceńczego optymizmu i wiary we wdzięczność "Solidarności". Przywódcy "Solidarności" zaś, co każdy wiedział, nauczyli się przebiegłości, hipokryzji, obłudy i wszystkiego, co jest potrzebne w walce z wrogiem. Nie zamierzali poprzestać na korzyściach wynegocjowanych ze stroną partyjno-rządową. Stawiali sobie cele maksymalne i było widać, że je osiągną.

W tym przypadku zarzuca więc pan Besanconowi brak realizmu?

On do dziś twierdzi, że z komunistami należało postąpić tak, jak de Gaulle postąpił z kolaborantami w roku 1944. Bardzo się myli i co do faktów, i co do moralności. Czystki we Francji nie były wcale takie chwalebne, jak się Francuzom wydaje. Zamordowano wielu niewinnych ludzi. Ginęli oni zarówno z wyroków sądowych, jak i bez wyroków. Poza tym to, co jest możliwe po 4 latach wojny, nie jest nawet do pomyślenia po 40 latach pokoju. Besancon lekceważy fakt, że de Gaulle wygrał wojnę, posiadał armię, że we Francji stacjonowały wojska aliantów. Mając takie atuty, można z przeciwnikami robić, co się żywnie podoba. "Solidarność" żadnej wojny nie wygrała, armii amerykańskiej w Polsce nie było. Poza tym w stanowisku Besanona widać pewną niekonsekwencję, bo przecież wśród czołowych przywódców "Solidarności" znajdowali się ludzie, którzy w niedalekiej przeszłości sami byli komunistami (jak Geremek), chrześcijańskimi "kolaborantami" (jak Mazowiecki) czy po prostu pracownikami aparatu PZPR (jak Balcerowicz). Besancon podchodzi do faktów z przyzwyczajeniami badacza idei. Idee są niezmienne, podczas gdy wszystko, co realne, podlega procesowi zmian. Komunizm się nie zmieniał, ale komuniści jako realni ludzie zmieniali się i nierzadko stawali się antykomunistami - jak sam Besancon. Tak zwane państwa komunistyczne stopniowo emancypowały się od komunizmu, jak państwa średniowieczne od władzy kościelnej.

A może Besancon zwrócił tylko uwagę na pewne niebezpieczeństwo, jakie wiązało się z miękkim lądowaniem establishmentu PRL w nowych warunkach polityczno-gospodarczych? Jego zdaniem mogło to mieć jedynie zły wpływ na przemiany w Polsce.

Ideologia komunizmu prawie do końca pozostała taka sama, ale rzeczywistość emancypowała się spod jej władzy i do tego stopnia się zmieniła, że ideologia straciła sens. Po co "Solidarność" miała robić powstanie, skoro bez takiej fatygi osiągnęła więcej, niż się jej marzyło? Partia rządząca wcale nie była tym, za co Besancon ją uważa. Raymond Aron był bliższy prawdy, gdy twierdził, że wprawdzie reprezentowała ona w Polsce interes Moskwy, ale w Moskwie z kolei reprezentowała interes Polski. Besancon wypowiada się o dekomunizacji w naszym kraju bardzo radykalnie i z wielkim zaangażowaniem. Jednak podejrzewam, że bardziej chodzi mu o "dekomunizację" we Francji. Gdyby komunizm w Europie Wschodniej został pokonany przez widowiskowe, krwawe powstania, to prokomunistyczna lewica we Francji zostałaby upokorzona, ponieważ dowiedziono by czarno na białym, że opowiadała się po stronie zła. Przy okazji wspomnę, że o potrzebie dekomunizacji wśród inteligencji francuskiej otwarcie, choć chyba niezbyt serio mówił Jean-Franaois Revel.

Tyle że Besanconowi najbardziej zależało na dekomunizacji w sferze symbolicznej, na zrównaniu komunizmu z nazizmem w powszechnej świadomości społeczeństw europejskich.

Gdy twierdzi on, że należy "uniemożliwić traktowanie komunistycznego okresu jak jednego z wielu rozdziałów tworzących dzieje Polski", to sprzeniewierza się własnym założeniom filozoficznym i nawołuje do zastąpienia rzeczywistości nowym systemem iluzji. Przecież Francuzi nie wykreślili ze swojej historii rządów jakobińskich. Czy gdyby trwały one 40 lat, zrobiliby to?

p

Filip Memches: "Świadek wieku" zawiera wiele analiz sowietologicznych. Co w tych analizach okazało się najbardziej istotne dla polskiej opozycji lat 70. i 80.?

Andrzej Nowak*: W pierwszej fazie swojego oddziaływania Besancon ośmielił intelektualnie naszą własną refleksję na temat Rosji. Pokazywał, że łączne interpretowanie autorytarnej przeszłości tego kraju i sowieckiej teraźniejszości ma sens. Chodzi tu o spojrzenie na fenomen komunizmu przez pryzmat "wiecznej Rosji", zgodnie z linią wytyczoną przez Jana Kucharzewskiego w książce "Od białego caratu do czerwonego".

Komunizm był dla Polski także problemem wewnętrznym, o czym przekonujemy się do dnia dzisiejszego.

I tu dochodzimy do drugiej, może nawet ważniejszej, fazy oddziaływania Besancona. W drugiej połowie lat 80. wśród sporej części opozycji występowała tendencja do przyjmowania pierestrojki i tego wszystkiego, co oferował Gorbaczow, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Przejawiała się ona w akceptacji dla scenariusza opracowywanego w Moskwie czy też w Warszawie na biurku generała Jaruzelskiego. Symbolicznym wyrazicielem tej tendencji był Adam Michnik. Besancon w kilku ważnych tekstach odpowiedział krytyką takiej postawy. Jego prognoza w dużym stopniu się sprawdziła. Porozumienie części obozu solidarnościowego z ówczesną władzą doprowadziło do ewolucyjnego przejścia z komunizmu w postkomunizm. Gdy komunizm został skompromitowany i w teorii, i w praktyce, jego beneficjenci szukali takich dróg wyjścia z sytuacji, by nie dotknęły ich konsekwencje obalenia reżimu. W Polsce przyniosło to Okrągły Stół, który potem posłużył jako mit pozwalający panować nad świadomością społeczeństwa.

Jaka w tamtym czasie była reakcja na wypowiedzi Besancona ze strony tej części opozycji, która zawarła z PZPR kompromis?

W Polsce lat 90. Besan?on został skazany na marginalizację w życiu intelektualnym i publicznym. Jego obecność w mainstreamowej prasie była znikoma. Charakter ataków oddaje tytuł - powiedziałbym, że wręcz knajacki - jednego z artykułów Michnika: "Przegrałeś, Alain". Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" zademonstrował swoje poczucie wyższości nad francuskim historykiem, poczucie triumfu wywołanego wyrokiem dziejów, jakim miał być Okrągły Stół i jego konsekwencje.

Jednak analizy Besancona nie sprowadzały się wyłącznie do rozważań nad sposobem wyjścia z realnego socjalizmu...

Mamy tu do czynienia ze znacznie głębszym ujęciem problemu. Besancon wskazuje napięcie między ideologią a rzeczywistością - napięcie, które w państwie ideokratycznym przynosi najbardziej gigantyczne ofiary. Tak było w Związku Sowieckim i w krajach przez niego podbijanych. Partia komunistyczna działała jak chirurg, który przybywa ze swoimi narzędziami, by amputować niepasujące do jego wyimaginowanej "konstrukcji" kończyny. Ale ta pokusa zmierzania ku utopii jest bardziej uniwersalna i może się pojawiać w innych projektach ideologicznych.

Zarazem po prawie pięciu dekadach realnego socjalizmu nastąpiło chyba pewne odwrócenie ról. Nominalni komuniści przestali pokładać ufność w środkach rewolucyjnych, natomiast tacy antykomuniści jak Besancon uznali je za polityczną konieczność.

Nie zgadzam się. W kwestii rozliczenia z systemem Besanconowi chodziło o działanie symboliczne: napiętnowanie reżimu komunistycznego i wytoczenie procesów czołowym funkcjonariuszom. To nie wiązało się z myśleniem utopijnym, z żadną próbą zaprzeczenia zdroworozsądkowym odruchom społecznym, które polegają raczej na realizacji własnych indywidualnych celów niż na wyżywaniu się w bataliach ideologicznych, zarówno lewicowych, jak i prawicowych.

Besancon, krytykując przebieg polskiej transformacji ustrojowej, nie szczędził gorzkich słów Kościołowi katolickiemu. Zarzucał mu ugodowość i zbytnią uległość wobec władz PRL. Jednocześnie, sam będąc katolikiem, niejednokrotnie występował przeciw przenikaniu do nauk Kościoła rozmaitych nurtów radykalizmu społecznego - choćby teologii wyzwolenia, które jego zdaniem doprowadzały do ideologizacji religii. Czy nie ma tu pewnej niekonsekwencji?

Nie z każdą opinią Besancona można się zgodzić. Tak jest na przykład w przypadku krytycznej oceny linii przyjętej przez kardynała Wyszyńskiego. Tutaj wydaje się, że analizy Besancona są w pewnym sensie ahistoryczne, gdyż nie biorą pod uwagę kontekstu funkcjonowania Kościoła w Polsce lat 50., 60. i 70. Ale część krytycznych uwag warta jest przemyślenia. Chodzi o to, co Besancon nazywa postawą klerykalną, czyli utożsamianiem dobra Kościoła z dobrem kleru. Dzisiaj odnajdujemy pewne elementy tej postawy w niechęci do przypominania zachowań ludzi Kościoła, którzy nie sprostali konfrontacji z komunizmem. Najważniejsze w spojrzeniu Besancona na rolę Kościoła wydaje się nieustanne podkreślanie, że głównym jego zadaniem jest głoszenie Ewangelii. Dlatego Besancon dystansuje się wobec wszelkich prób przeorientowania aktywności Kościoła na działalność charytatywną, na obowiązki, które podpowiada świat, a których sam nie chce lub też nie jest gotów spełniać.

Dzisiaj Besancon zabiera głos w kwestii kształtu Europy. Widzi w niej Polskę, kraje nadbałtyckie, Białoruś, Ukrainę... Oręduje za odnowieniem wspólnoty cywilizacyjnej, jaką była Rzeczpospolita Obojga Narodów - choć już w postaci odrębnych, suwerennych państw narodowych. Czy nie jest to dowód braku geopolitycznego realizmu, bo przecież wszystkie te kraje na wschód od Polski bardzo zmieniły się pod wpływem ich przynależności do ZSRR?

W przypadku Besancona trzeba brać pod uwagę cały kontekst jego wizji relacji między Europą a Rosją. Rola Polski wobec krajów położonych na jej dawnych wschodnich rubieżach wiąże się z koncepcją rozszerzania zasięgu cywilizacyjnego Europy. Niegdyś granice tego zasięgu wytyczała obecność gotyckich i barokowych kościołów. A więc określa je łacińska tradycja kulturowa, która wchodzi w pewną interakcję z kulturą prawosławną.

Dzisiaj jednak społeczeństwa europejskie ulegają procesom laicyzacji. Jakie to ma znaczenie dla geopolityki ich państw?

Warto zwrócić uwagę na fakt, że już w końcu lat 90. Besancon kreślił scenariusz, który ziszcza się dziś, a który ma dość przygnębiającą dla nas wymowę. Rosja, wybierając na swoich partnerów Niemcy i Francję, podważa europejską jedność. Ta opcja ma swoją podbudowę ideologiczną. We Francji i Niemczech dają o sobie znać zarówno lewicowe fascynacje komunistyczną Rosją, jak i prawicowe mity geopolitycznych sojuszy - Rosji z Francją przeciw Niemcom czy też Rosji z Francją albo Niemcami przeciw USA. W tym kontekście Besancon ma pewną spójną wizję, zgodnie z którą Polska powinna być ważnym elementem wspólnoty europejskiej. Siłą tej wspólnoty jest jej tożsamość cywilizacyjna. Należy to jednak traktować w kategoriach wyzwania, a nie stanu faktycznego. Nie chodzi więc o przedstawianie świata w różowych kolorach, lecz o poszukiwanie alternatyw.

p

*Bronisław Łagowski, ur. 1937, filozof, historyk idei, publicysta, do niedawna związany z Uniwersytetem Jagiellońskim. W 1977 roku wydał "Filozofię polityczną Maurycego Mochnackiego" - jedną z najważniejszych książek lat 70., odczytywaną jako manifest specyficznego politycznego realizmu. Poza tym wydał m.in. zbiory esejów: "Liberalna kontrrewolucja" (1994) oraz "Łagodny protest obywatelski" (2001). Ostatnio w "Europie" nr 44 z 4 listopada ub.r. opublikowaliśmy jego tekst "Apologia mocarstwowej misji".

*Andrzej Nowak, ur. 1960, historyk, publicysta, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i PAN, redaktor naczelny dwumiesięcznika "Arcana". Jeden z najwybitniejszych znawców historii stosunków polsko-rosyjskich, zajmuje się także m.in. porozbiorowymi dziejami Polski oraz historią Europy Środkowo-Wschodniej. Opublikował m.in. książki "Jak rozbić rosyjskie imperium? (1733-1921)" (1999) oraz "Od imperium do imperium. Spojrzenia na historię Europy Wschodniej" (2004). Niedawno ukazały się: "Powrót do Polski" (2005) oraz antologia tekstów "Rosja i Europa Wschodnia" (2006). Ostatnio w "Europie" nr 2 z 13 stycznia br. opublikowaliśmy jego tekst "Od integracji do ekspansji".