Pewien mieszkaniec Słupska tak bardzo bał się przyznać żonie, że po pijanemu zgubił dwa telefony komórkowe, że postanowił wymyślić historię o napadach. Przerażona kobieta kazała mu iść na policję. "Wracałem do domu i nagle przy ul. Banacha, ktoś uderzył mnie w głowę i zabrał telefon" - opowiadał przejęty w komisariacie.

Na drugi dzień ten sam mężczyzna znowu stawił się na policji i oznajmił, że znowu go napadnięto i że bandyci po uderzeniu go pięścią w głowę, zabrali mu drugi telefon. Kłamstwo ma jednak krótkie nogi. "Kiedy funkcjonariusze pojechali z nim we wskazane miejsce zaczął się gubić w zeznaniach" - mówi Jacek Bujarski, rzecznik słupskiej policji. "W końcu przyznał się, że wszystko wymyślił, bo bał się żony".

Słupscy policjanci tylko od lutego ujawnili kłamstwo w sześciu przypadkach zgłoszeń o napadach. Oprócz pana z telefonami napad zmyślił też mężczyzna, który nie miał za co spłacić kredytu i chciał przedstawić w banku zaświadczenie, że padł ofiarą bandytów. Przeciwko wszystkim toczą się już postępowania za wprowadzenie policji w błąd. Problem nie dotyczy tylko Słupska. Ewa Przybylińska, rzecznik bydgoskiej policji, opowiada z kolei o 16-latce, która kilkanaście dni temu wymyśliła historię o porwaniu.

"Dziewczyna, mimo zakazu rodziców, poszła na imprezę. Tak świetnie się bawiła, że wróciła do domu dopiero następnego wieczoru" - mówi policjantka. "Tak bardzo bała się reakcji rodziców, że wolała wymyślić, iż została porwana, niż powiedzieć prawdę".

Przesłuchujący ją funkcjonariusze szybko zorientowali się, że opowieść szesnastolatki niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Teraz zajmie się nią sąd rodzinny.

Okazuje się, że liczba ujawnionych przez policję przypadków zgłaszania niepopełnionych przestępstw wzrasta. "W zeszłym roku było ich w całej Polsce 1113, rok wcześniej 975, a np. w roku 2002 - 840" - wylicza Robert Horosz z biura prasowego Komendy Głównej Policji.

Jak to możliwe, że strach przed bliskimi może się okazać większy niż zagrożenie surowymi sankcjami? Bo jeśli policja zobaczy kłamstwo, to za takie fałszywe zgłoszenie można trafić za kratki nawet na trzy lata. "Lęk przed surową reakcją bliskich jest tak silny, że te osoby zupełnie nie myślą o dużo gorszych konsekwencjach, jakie spowoduje kłamanie policji" - mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog. "Nie byłoby takich sytuacji, gdybyśmy tak bardzo się nie katowali. Nie namawiam nikogo, żeby pochwalał takie wybryki współmałżonka, ale - mimo wszystko - twórzmy taką atmosferę, żeby nie bał się do tego przyznać".