Odarte ze skóry, sprofanowane ludzkie ciała przywołały mieszkańcom Żar (Lubuskie) koszmarne widma minionej wojny. Jednym z upiorów okazał się Gerhard Liebchen - były esesman, choć jego syn Günther von Hagens, preparujący i pokazujący ludzkie zwłoki jako eksponaty na swoich makabrycznych wystawach, uparcie twierdził, że ojciec nie ma hitlerowskiej przeszłości! I choć von Hagens mamił wysokimi zarobkami za pracę w fabryce przy preparowaniu zwłok, którą wraz z ojcem nazistą chciał zbudować koło Żar, Polacy pozostali nieugięci - pisze "Fakt".

Makabryczna fabryka von Hagensa i jego ojca miała powstać w Sieniawie Żarskiej (Lubuskie). Polscy pracownicy mieli odzierać ludzkie zwłoki ze skóry i sortować je. Później, po odpowiedniej preparacji, zwłoki miały być wystawiane na widok publiczny. Niemiec obiecywał mieszkańcom miasteczka złote góry i pragnął uchodzić za dobroczyńcę, a tymczasem wyszło na jaw, że jego ojciec w czasie wojny był esesmanem - przypomina "Fakt".

Gerhard Liebchen doskonale zna okolice Sieniawy Żarskiej. To właśnie tutaj, jak wspominali starsi mieszkańcy, w czasie wojny znęcał się nad Polakami. I oto teraz starsi mieszkańcy Zbąszynia (Wielkopolska) oczy przetarli z niedowierzaniem, kiedy w miejscowej księgarni ukazał się album o ich mieście - pisze "Fakt".

Jak echo powróciły koszmarne wspomnienia, kiedy na jednym ze zdjęć zobaczyli doskonale im znanego Liebchena. Zdjęcie zrobiono na początku okupacji, kiedy był on zarządcą zarekwirowanego Polakom młyna. W hitlerowskim mundurze, z butną miną członka "rasy panów", stoi otoczony klęczącymi dookoła niego polskimi robotnikami. Na rękawie nazistowskiego uniformu widać wyraźnie opaskę ze swastyką. Spod daszka esesmańskiej czapki widać uśmiech, który przed pół wiekiem, podobnie jak i dziś, nie schodzi z twarzy Niemca. Zbąszynianie doskonale pamiętają wywołujące dreszcze strachu, zimne jak lód oczy.

"To byłaby straszliwa, makabryczna ironia losu, gdybyśmy dziś, ponad pół wieku po zakończeniu tamtej potwornej wojny mieli znowu pracować dla nazisty. Jednego z tych, którzy odpowiadają za ludobójstwo, które się wtedy za ich sprawą dokonało" - mówi Jerzy Mizera, wstrząśnięty odkryciem prawdy o Gerhardzie Liebchenie.

Podobne zdanie miały władze gminy, na terenie której leży Sieniawa Żarska. Roman Pogorzelec, burmistrz Żar, odmówił wydania pozwolenia na budowę fabryki preparującej ludzkie zwłoki. Obrażony jego decyzją Gerhard Liebchen i jego syn Günther von Hagens otworzyli swe muzeum w niemieckim Guben. Jerzy Mizera był za Odrą i widział wystawę ludzkich zwłok. Później przez kilka nocy nie mógł zmrużyć oka.

"Przecież to obrzydliwa, wręcz zbrodnicza wystawa. Większość tych <ożywionych> dla publiczności ludzkich ciał występuje w pozach będących ucieleśnieniem siły, czyli tego, co hitlerowscy zbrodniarze tak bardzo uwielbiali. Dla nas, Polaków, to straszna, niewyobrażalna prowokacja i dobrze się stało, że władze Żar nie zgodziły się, by coś takiego miało miejsce u nas" - mówi Jerzy Mizera.











Reklama