Piotr Murawski był znajomym rodziców 12-letniej Ani. Z ojcem dziewczynki grał nawet w jednej amatorskiej drużynie piłkarskiej. Jednak mało kto wiedział o jego uzależnieniu od narkotyków. Tego dnia był na haju i potrzebował pieniędzy na kolejną "działkę".

Reklama

Zastukał do mieszkania rodziców Ani. Dziewczynka była sama. Wpuściła go, bo wiedziała że jest znajomym jej rodziców. Zwyrodnialec podstępnie wykorzystał ufność 12-latki. Zagroził jej nożem i zażądał wydania pieniędzy. Dostał około 50 euro.

Bandziorowi było jednak mało, bo brutalnie zgwałcił dziewczynkę, a potem bestialsko ją zamordował. Potem próbował podpalić ciało dziecka. Odkręcił też kurki z gazem. Miał nadzieję, że eksplozja zatrze ślady. Gaz jednak nie wybuchł.

Policja złapała go po roku od tej strasznej zbrodni. Piotr Murawski przyznał się do winy. Dostał dożywocie, ale adwokat wniósł o kasację wyroku. Według niego, morderca pod wpływem narkotyków nie kontrolował swoich czynów. Jednak Sąd Najwyższy uznał, że Murawski doskonale wiedział, co robi.

Reklama