Resort tłumaczy, że cennik ma pomóc tym, którzy "mają zbyt wysokie dochody, aby korzystać z pomocy adwokatów z urzędu, a zbyt niskie, aby mogły samodzielnie zapewnić sobie pomoc prawną". W skrócie - chodzi o to, by nie było tak, że za tę samą usługę u jednego adwokata płacimy tyle, a u innego - trzy razy więcej.

Przykład? Cennik przewiduje, że za poradę prawną nie moglibyśmy zapłacić więcej niż 100 zł, za napisanie pozwu czy zażalenia - 300 zł, za przeprowadzenie rozwodu czy unieważnienia małżeństwa - 1000 zł. Resort tłumaczy, że stawek nie wziął z sufitu - to nawet kilka razy więcej, niż liczy się za taką samą poradę w przypadku adwokata z urzędu.

Co na to sami prawnicy? Twierdzą, że to bardzo zły pomysł. "Zdumiewająco nielogiczny i populistyczny, niezgodny z zasadami gospodarki rynkowej i konstytucją" - tak o projekcie mówi mecenas Agnieszka Metelska, rzecznik Naczelnej Rady Adwokackiej. Jako przykład braku logiki podaje sprawy rozwodowe. "Sprawa może trwać pół roku, a może trwać i sześć lat. A każda ma kosztować 1000 zł. To jest rozwiązanie absurdalne" - tłumaczy.