"Koniec przygotowań. Teraz na dobre rozpoczniemy naszą misję" - powiedziała DZIENNIKOWI osoba z otoczenia dowództwa polskiego kontyngentu. Dodała, że żołnierze są przygotowani i czekają już tylko na wydanie pierwszych rozkazów. W XIX-wiecznym brytyjskim forcie Szarana przekształconym w nowoczesną twierdzę zaczął się dla nich kluczowy etap afgańskiej wyprawy.
Ciężar zadań spada na żołnierzy z batalionu dowodzonego przez podpułkownika Adama Stręka. Tworzą go żołnierze z 17. Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza oraz 18. Bielskiego Batalionu Desantowo-Szturmowego. Są doskonale wyszkoleni i zaprawieni w podobnych misjach. Większość ma za sobą Irak.
"Najważniejsze, by w umiejętny sposób wzbudzić w Afgańczykach respekt. Bez agresji, ale zdecydowanie musimy pokazać naszą siłę" - mówi jeden z polskich oficerów. Nie chodzi jednak tylko o zdobycie szacunku miejscowych. Polacy będą musieli również przekonać Afgańczyków, że niezbyt lubiani Amerykanie już tu nie rządzą.
Dlatego każdy wóz bojowy "Rosomak" wyjeżdżający na patrol będzie miał zawsze wysoko zawieszoną polską flagę.
Dopiero gdy Afgańczycy oswoją się z widokiem polskich żołnierzy, na patrole wyjadą transportery opancerzone "Szakal", które są unowocześnioną wersją starych sowieckich maszyn. Na razie stoją w bazie.
W latach 80. Sowieci dokonywali tu rzezi, więc poruszanie się pojazdami, które kojarzą się z Armią Czerwoną, nie jest bezpieczne. "Trzeba im sto razy tłumaczyć, że my też doznaliśmy wielu krzywd od Rosjan, że też prowadziliśmy z nimi krwawe wojny. Dopiero wtedy Afgańczycy nabierają do nas zaufania" - mówią polscy żołnierze.
Choć od dziś Polacy będą już samodzielnie jeździć na patrole, w bazie nie czuć specjalnego podniecenia. Na twarzach żołnierzy nie widać obaw czy skupienia. Wczoraj wieczorem przyszli do kafejki internetowej, dzwonili do domu, oglądali telewizję. W świetlicy grali w bilard i piłkarzyki.
Część z nich w wolnym czasie poszła na siłownię do oddalonej o kilkaset metrów amerykańskiej części bazy. Muskuły wzmacniają tam między innymi polscy komandosi. Łatwo ich tu poznać, bo noszą brody, niewiele mówią i wyglądają prawie jak Afgańczycy.
Gdy pyta się żołnierzy o szanse powodzenia misji NATO, unikają odpowiedzi, odsyłają do przełożonych. Każdy z nich zna już opowieść o forcie Szarana. Jego grube, kamienne mury nie pomogły wojskom brytyjskiej królowej Wiktorii: jej żołnierze nie tylko nie podbili w XIX wieku Afganistanu, ale musieli się z niego wycofać.
Jedna z legend głosi, że niedaleko Szarany Afgańczycy rozbili duży oddział Brytyjczyków, ale życie darowali jednemu Anglikowi. By przekazał swoim, że tego kraju nie da się podbić. "Misja NATO jest inna. Nie przyjechaliśmy tutaj okupować, tylko dbać o bezpieczeństwo" - odpowiadają żołnierze.