Proces przed sądem w Olsztynie może mieć olbrzymie znaczenie dla dalszych roszczeń. Za 59 hektarów, które kiedyś należały do jej ojca we wsiach Narty i Witkówek, 70-letnia Niemka żąda od Polski 2,5 mln złotych odszkodowania.
W lutym Trawny odzyskała już kilkadziesiąt hektarów i dom, w którym mieszkają dwie polskie rodziny: Głowackich i Moskalików. Polacy dostali już nakaz eksmisji. Decyzją polskiego Sądu Najwyższego na opuszczenie swojego domu mają półtora roku.
To, że w tej sprawie można było uchronić obie rodziny przed eksmisją, przyznawał nawet Andrzej Jemielita, adwokat Trawny. Gdyby obu rodzinom sprzedano a nie oddano nieruchomości, nie byłoby szans na zwrot majątku. "W księgach wieczystych byliby nowi właściciele, a nie Skarb Państwa. Nie byłoby sprawy" - mówił.
Przed takimi sprawami ma uchronić polskie rodziny ustawa, nad którą pracuje Prawo i Sprawiedliwość. Zobowiąże ona starostów do szybkiego uporządkowania wpisów w księgach wieczystych, tak by zniknęły z nich nazwiska niemieckich właścicieli.
Ale nie ma na razie obrony przed takim zagrożeniem, jakie stwarza nowy proces wytoczony przez Niemkę. W 1970 roku Trawny dostała w spadku 59 ha we wsiach Narty i Witkówek. Gdy wyjechała, ówczesny naczelnik gminy Jedwabno zdecydował, że te tereny przejmie państwo. Utworzono z nich 32 działki i sprzedano. Nowych właścicieli wpisano do ksiąg wieczystych. Zwrot tych 59 hektarów nie jest więc możliwy. Ale Trawny i tak walczy o swoje - żąda od państwa odszkodowania. Jeśli w jej ślady pójdą inni spadkobiercy niemieckich właścicieli, Polskę czeka zalew spraw o wypłatę milionowych odszkodowań.
Trawny wyjechała do Niemiec w 1977 roku. W kraju porzuciła cały majątek, a na granicy polskie obywatelstwo.