Górnik, który zginął w Ornontowicach był na poziomie 900 metrów pod ziemią. Miał za zadanie przetransportować materiały górnicze. I właśnie one go przygniotły. To tragedia dla jego rodziny. 34-latek miał żonę i dwójkę dzieci.

Reklama

Kilkanaście minut później w kopalni "Pokój" w Rudzie Śląskiej zapalił się metan, który poparzył czterech mężczyzn. Na szczęście tylko lekko. Górnicy z ranami rąk i nóg trafili już do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. W zagrożonym rejonie - na poziomie 790 metrów pod ziemią - było aż 21 pracowników.

Górnik, który zginął w kopalni "Budryk" to już czternasta ofiara śmiertelna w górnictwie w tym roku. Oba dzisiejsze wypadki bada już Okręgowy Urząd Górniczy.