Na terenie bazy jest około dwustu kierowców, którym towarzyszą policjanci. Pilnują, żeby protestujący nie zbliżali się do budynku biurowego, w którym są władze MPK i miasta. Na terenie zajezdni pojawili się również: wojewoda świętokrzyski, szef wojewódzkiej i szef miejskiej policji. Na terenie bazy jest już spokojnie. Ale w nocy i rano było zupełnie inaczej.
Kierowcy rano odzyskali bazę
Strajkujący odzyskali zajezdnię rano, kiedy ok. godz. 8.00 natarli na szpaler ochroniarzy, strzegący bramy zajezdni. Kierowcom udało się uruchomić jeden z autobusów i zablokować nim bramę.
Wcześniej do bazy chciał wjechać bus straży miejskiej ze sprzętem do rozpraszania tłumu, ale strajkujący położyli się na jego masce i w ten sposób zablokowali samochód. Oprócz straży miejskiej, przed zajezdnią są dwa plutony policyjnych oddziałów prewencji i ochroniarze.
Ochroniarze w nocy wyrzucili strajkujących
Za bramę pracownicy zostali wyrzuceni w nocy, kiedy prezydent Kielc wysłał na nich ochroniarzy, sprowadzonych specjalnie ze Śląska. "Kieleccy kierowcy MPK rozważali wysadzenie w powietrze zbiorników z paliwem" - twierdzi Wojciech Lubawski. "Jako osoba odpowiedzialna za bezpieczeństwo w mieście powiadomiłem prokuraturę, ale zdecydowałem także o zabezpieczeniu terenu zajezdni przez siły porządkowe przed ewentualnym zagrożeniem"- podkreślił prezydent miasta na specjalnie zwołanej konferencji prasowej.
Przewodniczący NSZZ "Solidarność" Janusz Śniadek ostro krytykuje władze Kielc za ich postępowanie ze strajkującymi. "Prezydent miasta wynajął za publiczne pieniądze ochroniarzy, żeby pobili ludzi. To się w głowie nie mieści" - mówi wstrząśnięty Śniadek Radiu Wrocław.
Nocny szturm rozpoczął się ok. godz. 1.00. Kierowcy opowiadają, że ochroniarze byli brutalni i ich pobili. "Spacyfikowano zajezdnię z przyłbicami, z pałami. Ubrani w takie specjalne mundurki wbiegli z krzykiem, ogrodzenie porozcinali. To był czynny atak na czuwającą załogę" - oskarża Marek Skrzypek, jeden ze strajkujących.
Jednak na konferencji władz Kielc pokazano film nakręcony podczas nocnej interwencji ochroniarzy, na którym widać, że kierowcy dobrowolnie opuścili zajezdnię. Tylko kilku zostało wyprowadzonych.
Strajk jak trwał, tak trwa
Strajk kierowców w Kielcach trwa już dwa tygodnie. W tym czasie ani jeden ze 140 autobusów nie wyjechał w trasę. Jeździ wprawdzie komunikacja zastępcza, ale w tych autobusach jest tłok i chaos. W dodatku będzie kursować tylko do końca wakacji.
Kieleccy kierowcy żądali podwyżek pensji. Ale prezydent miasta zagroził im likwidacją całego MPK.