Szef resortu gospodarki Waldemar Pawlak proponuje, by mieszkańcy terenów zagrożonych powodzią objęci zostali obowiązkowym ubezpieczeniem. Do tego pomysłu sceptycznie odnosi się premier Donald Tusk. Jednak ubezpieczenia powodziowe sprawdziły w innych państwach.

Reklama

– Takie rozwiązanie jest tańsze i bezpieczniejsze dla budżetu, bo ryzyko rozkłada się na setki tysięcy ubezpieczonych – mówi Ryszard Petru, główny ekonomista BRE Banku. Dlatego pomysł wprowadzenia obowiązkowych ubezpieczeń popierają eksperci.

– Należy jak najszybciej stworzyć i wdrożyć system ubezpieczeń powodziowych. Powodzie w Polsce to zjawisko występujące regularnie. I co gorsza, zawsze przynoszą katastrofalne skutki – dodaje prof. Janusz Zaleski z Politechniki Wrocławskiej, współtwórca „Programu dla Odry 2006”.

W tegorocznych powodziach poszkodowanych zostało około 266 tysięcy osób, a blisko 31 tysięcy zostało ewakuowanych. Straty poniosło 811 gmin oraz 1300 przedsiębiorstw. Łącznie uszkodzonych zostało około 80 tysięcy km dróg wojewódzkich, gminnych i powiatowych. Konieczne będzie wyremontowanie 1160 km dróg krajowych, 59 mostów oraz zlikwidowanie 111 osuwisk. Straty szacowane są wstępnie na ok. 10 mld zł.

Reklama



Kataklizm byłby mniej dotkliwy dla budżetu państwa, gdyby w likwidowaniu szkód udział wzięli prywatni ubezpieczyciele. – Powinniśmy skorzystać z doświadczeń zagranicznych. W wielu państwach funkcjonują powszechne systemy ubezpieczeń od skutków klęsk żywiołowych – mówi Jan Prądzyński, prezes Polskiej Izby Ubezpieczeń. I dodaje, że ochrona jest tania, bo państwa dopłacają do ubezpieczeniowych składek.

Ubezpieczenia od następstw klęsk żywiołowych obowiązkowe są m.in. w Wielkiej Brytanii, gdzie bez takiej polisy na nieruchomości nie zostanie ustanowiona hipoteka. We Francji każde ubezpieczenie nieruchomości oraz komunikacyjne musi zawierać ochronę przed szkodami katastroficznymi. Takie ubezpieczenie jest też wymagane w 19 szwajcarskich kantonach.

Reklama

W Polsce do końca lipca powodzianie zgłosili do zakładów ubezpieczeń ponad 207 tys. szkód. Ubezpieczyciele podają, że z tytułu zawartych umów za straty powodziowe będą musieli wypłacić ok. 1,2 mld złotych (wypłacono już z tej kwoty 360,4 mln zł). Przy zniszczeniach szacowanych łącznie na 10 mld zł to pestka.

Z pewnością ubezpieczonych byłoby więcej, gdyby system asekuracyjny był w Polsce powszechny. – U nas najlepiej sprawdziłoby się rozwiązanie stworzone przez Amerykanów – uważa prof. Janusz Zaleski z Politechniki Wrocławskiej.



W USA szkody wywołane przez klęski żywiołowe pokrywane są przez towarzystwa ubezpieczeniowe wspólnie z amerykańskim rządem. Ubezpieczyciel wypłaca odszkodowanie do wysokości składki. Jeśli szkoda przewyższa wartość ubezpieczenia, resztę pokrywa budżet państwa.

To, czy ubezpieczenie od klęsk żywiołowych jest obowiązkowe, zależy w Stanach od ryzyka wystąpienia kataklizmu. Na terenach, gdzie powódź występuje rzadko, ubezpieczenie jest dobrowolne. Tam, gdzie ryzyko jest wysokie, opłacanie składek jest obowiązkowe. Podobny system działa w Austrii. Dzięki mapie ryzyk katastroficznych każdy Austriak może sprawdzić w Internecie, jakie jest np. zagrożenie wystąpienia powodzi w miejscu, gdzie mieszka.

Problem w tym, że w Polsce dopiero powstają mapy zagrożeń i ryzyka powodziowego. Będą gotowe najwcześniej za trzy lata. – Dokumenty będą szczegółowo określać potencjalną wysokość wezbranej wody i tempo jej przepływu. Oszacują ryzyko zalania przez wodę nawet poszczególnych budynków – mówi Joanna Marzec z Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej. Bez tych analiz agenci ubezpieczeniowi nie będą potrafili ustalić wartości polis ani wysokości składek.