Sąd uznał mężczyznę za winnego także: wcześniejszego usiłowania zabójstwa brata, zmuszania policjanta do zaniechania czynności służbowych, nielegalnego posiadania broni, strzelenia do policjanta z tzw. ewentualnym zamiarem pozbawienia go życia, a także zaatakowania nożem matki, czym spowodował niegroźne obrażenia jej ciała.
W opinii sądu Strączyński dopuścił się tych czynów, mając w znacznym stopniu ograniczoną zdolność ich rozpoznania oraz pokierowania swoim postępowaniem. Sąd pozwolił na publikację nazwiska oskarżonego.
Do zabójstwa doszło 5 października 2008 roku w Jędrzejowie. Strączyński jadąc samochodem potrącił brata na ulicy, po czym oddał do niego trzy strzały z broni palnej. Ranny zmarł w szpitalu. Przestępca ścigany przez policyjny patrol porzucił auto i uciekał pieszo. Podczas szamotaniny w czasie zatrzymania, strzelił w kierunku jednego z policjantów, raniąc 37-letniego funkcjonariusza. Po chwili został obezwładniony. Policjant z raną brzucha trafił do szpitala.
Jak wynika z aktu oskarżenia Strączyński już w czerwcu 2008 roku postrzelił swojego brata w Krakowie, gdzie ten wówczas mieszkał. O atak od początku podejrzewano 42-latka, który od tamtej pory ukrywał się i był poszukiwany. Oskarżony we wrześniu 2008 roku zaatakował w Jędrzejowie także nożem matkę. Za ten czyn był poszukiwany listem gończym.
Oskarżony przyznał się przed sądem do zabójstwa i do próby zabójstwa brata oraz do nielegalnego posiadana broni. Przyznał również, iż wyrywał się policjantom podczas próby zatrzymania. Nie przyznał się do usiłowania okaleczenia nożem matki; mówił, że w takim zdarzeniu nigdy nie uczestniczył. Mężczyzna nie przyznał się także do zarzutu usiłowania zabójstwa policjanta, twierdził, że postrzelenie było przypadkowe.
Prokurator zażądał dla oskarżanego kary dożywotniego więzienia z możliwością starania się o warunkowe zwolnienie po 35 latach. Adwokat wniósł o nadzwyczajne złagodzenie kary pozbawienia wolności i jej wykonywanie w systemie terapeutycznym.
Sąd zmieniał kwalifikację prawną dwóch zarzutów - usiłowania zabójstwa policjanta na działanie z zamiarem ewentualnego pozbawienia życia. Uznał także, że mężczyzna raniąc nożem matkę - do której także żywił negatywne uczucia - nie zamierzał spowodować u kobiety ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Ponieważ kobieta odmówiła składania zeznań, sąd stracił najważniejsze źródło dowodowe w tej kwestii a swoja decyzję oparł na dokumentacji lekarskiej, opinii biegłych oraz świadków, przedstawiających przebieg zdarzenia na podstawie relacji kobiety.
Przewodnicząca składu orzekającego sędzia Maria Drela w uzasadnieniu wyroku podkreśliła, że Strączyński z rzadko spotykaną w praktyce sądowej premedytacją dążył do zabójstwa brata. Przygotowywał się: zaopatrzył się w broń, kwas solny i azotowy, śledził brata. O premedytacji świadczy także sam sposób ataku.
Sędzia dodała, że ograniczona poczytalność oskarżonego ma duże znaczenie dla wymiaru kary. "Bezspornie na gruncie zgromadzonych dowodów i opinii biegłych psychiatrów, Strączyński cierpi na bardzo poważne zaburzenia osobowości, określane jako tzw. zespół pogranicza. To daleko idące zaburzenia, których pochodzenie nie jest jednoznacznie przesądzone w nauce, manifestują się m. in. przerzucaniem ciężaru niepowodzeń życiowych na innych. W tym przypadku - na brata" - mówiła sędzia. W opinii sądu nie można ocenić tych zaburzeń jako zawinionych przez oskarżonego, ale należy potępić jego działania.
Według biegłych psychiatrów zlikwidowanie osoby, w której oskarżony uosabiał źródło złą, nie oznacza, że przy tego typu osobowości nie zostanie obrana inna osoba, który może stać się przedmiotem kolejnego ataku. Zdaniem sądu jedynie terapia prowadzona w zakładzie karnym może osłabić skutki posiadanej przez oskarżonego nieprawidłowej osobowości. Wyrok nie jest prawomocny. Członkowie rodziny oskarżonego zrezygnowali z roli oskarżycieli posiłkowych w procesie.
Strączyński zeznał w postępowaniu przygotowawczym, że zabił brata z zemsty za poniżanie, jakiego miał doznać z jego strony. Twierdził, że od dzieciństwa był źle traktowany przez brata i matkę. Mówił, że matka biła go "o byle co", m.in. sznurem od żelazka; wypominała mu, że miał być córką. W szkole brat miał go traktować, jak "worek treningowy" i "szmatę".
"Nie żałuję, że go zabiłem, ale żałuję, że mnie do tego doprowadził" - mówił wówczas. Żałował także, że w całej sprawie ucierpiał policjant. Strączyński zeznał też, że po zabójstwie planował popełnić samobójstwo.