W listopadzie 2006 roku 20-letnia Karolina M., będąc w szóstym miesiącu ciąży, trafiła do powiatowego szpitala w Słupcy (wielkopolskie) z poważną chorobą. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia została przewieziona do poznańskiej kliniki ginekologiczno-położniczej Akademii Medycznej.

Reklama

Podczas pobytu w szpitalu obumarł pierwszy z płodów. Lekarze stwierdzili, że martwy płód nie zagraża życiu drugiego oraz matki i nie wykonali zabiegu cesarskiego cięcia. Po obumarciu drugiego płodu, kiedy znacznie pogorszył się stan zdrowia 20-latki, podczas jej reanimacji wykonano zabieg wydobycia płodów, ale nie udało się kobiety uratować. Zmarła trzy dni po przyjęciu do kliniki.

Prof. Krzysztof D. i dr Arkadiusz B. zostali oskarżeni o narażenie na utratę życia i zdrowia oraz spowodowanie nieumyślnej śmierci Karoliny M. i dwóch płodów. Grozi im do pięciu lat więzienia.

Według opinii biegłych, lekarze z Poznania dopuścili się wielu uchybień. Nie wykonali na przykład specjalistycznych badań, które dostarczyłyby informacji o faktycznym stanie zdrowia pacjentki, w tym podstawowego badania USG, nie zdecydowali się też w porę na wykonanie cesarskiego cięcia.



Obaj oskarżeni nie przyznają się do winy i nie chcą składać wyjaśnień przed sądem. Profesor Krzysztof D. podważył w swoich wyjaśnieniach w prokuraturze opinie biegłych, uznając je za oparte na nieprawdziwych podstawach medycznych.

Wspomniał, że pacjentka chorowała na rzadką chorobę genetyczną, która trafia się raz na sto tysięcy kobiet i biegli nie uwzględnili tej choroby w swoich opiniach.

Matka zmarłej kobiety zwracała uwagę na brak dozoru medycznego nad córką po przyjęciu jej do szpitala w Poznaniu. "Nie było się kogo spytać czy możemy zejść do bufetu, nie było lekarzy, aby porozmawiać o stanie zdrowia córki" - zeznała podczas śledztwa Wanda M.