Odpowiadający za taki sam zarzut Marcin A. skazany został na dwa lata i sześć miesięcy, a oskarżony o udział w kradzieży Andrzej S. otrzymał wyrok dwóch lat i czterech miesięcy pozbawienia wolności.

Wszyscy oskarżeni będą musieli zapłacić po 10 tys. zł nawiązki na Fundację Auschwitz-Birkenau w Warszawie.

Reklama

Wyroki zapadły bez przeprowadzenia przewodu sądowego, ponieważ oskarżeni zgłosili chęć dobrowolnego poddania się karze i wnieśli o wydanie wyroku bez procesu. Sąd uznał, że wina oskarżonych nie budzi wątpliwości.

Dwaj oskarżeni Polacy zostali w czwartek zwolnieni z aresztu po rocznym pobycie. Sąd nie zgodził się na zwolnienie Hoegstroema, argumentując, iż jego zwolnienie mogłoby utrudnić wykonanie kary. Ponadto został on wydany Polsce pod warunkiem późniejszego przekazania go do Szwecji w celu odbywania kary.

Wyrok uprawomocni się za tydzień, jeżeli żadna ze stron nie będzie wnosiła o jego pisemne uzasadnienie. Wówczas będzie mogła zostać wszczęta procedura wydania Hoegstroema do Szwecji. Może to nastąpić w styczniu 2011 roku. Aby nie przedłużać postępowania, Hoegstroem prawdopodobnie nie zażali się na odmowę zwolnienia go z aresztu.

Do kradzieży napisu doszło 18 grudnia 2009 r. Napis odnaleziono 70 godzin później we wsi koło Torunia. Sprawcy kradzieży, zatrzymani w tym samym czasie, pocięli go wcześniej na trzy części. Jak ustalono, pięciu Polaków - wśród których znajdowali się złodzieje i pośrednicy - działało na zlecenie pośrednika ze Szwecji.



Reklama

Trzej bezpośredni sprawcy kradzieży w marcu zostali skazani na kary od półtora roku do dwóch i pół roku pozbawienia wolności oraz nawiązki pieniężne. W drugim akcie oskarżenia Hoegstroem oraz Marcin A. oskarżeni zostali o nakłanianie do kradzieży zabytku; Andrzej S. - o współudział w kradzieży.

Jak podawała prokuratura, początkowo Szwed nie przyznawał się do winy i przedstawił własną wersję wydarzeń. W następnych wyjaśnieniach przyznał się do zarzutów i złożył obszerne wyjaśnienia. Prokuratura wyraziła zgodę na podawanie jego nazwiska.

Wszyscy trzej oskarżeni już w prokuraturze wyrazili chęć dobrowolnego poddania się karze i złożyli wnioski o wydanie wyroku bez przeprowadzania postępowania sądowego. Wnioski w tej sprawie prokuratura dołączyła do aktu oskarżenia.

W przypadku dwóch oskarżonych Polaków motyw udziału w kradzieży był finansowy: mieli zarobić pieniądze, w przypadku Szweda motyw - zdaniem prokuratury - jest bardziej złożony. Jak twierdzi Hoegstroem, napis miał przekazać innej osobie. Osoba ta miała pokryć wszystkie koszty kradzieży, tj. zapłacić Polakom. Do przekazania pieniędzy nie doszło.

Podczas czwartkowego posiedzenia jedynie Andrzej S. wyraził ubolewanie z powodu swojego czynu. "Chciałem przeprosić, przyjmuję wyrok z pokorą i zdaję sobie sprawę, że był to czyn haniebny" - powiedział. Jego adwokat Wiesław Miśko podkreślił postawę oskarżonego, który od początku przyznał się do winy i wskazał miejsce ukrycia tablicy. "Myślał, że to złom, nie był świadomy znaczenia tego czynu i nigdy by tego nie popełnił" - tłumaczył oskarżonego adwokat.

Hoegstroem potwierdził jedynie przed sądem, że akceptuje wyrok. Po wyroku powiedział jednak dziennikarzom, że "ten kraj to żart, powinniście się wstydzić". Jego obrońca Wit Seidler wyjaśnił dziennikarzom, że "ten wyrok jest wypadkową chęci opuszczenia polskiego aresztu przez Hoegstroema i niemożności wykazania tego, co mogłoby spowodować, że będzie mniej winny".



Obrońca powołał się na podawane przez media informacje z prokuratury, że według Hoegstroema kradzież została zamówiona przez innego obywatela Szwecji. Prokuratura nie uzyskała jednak dowodów w tej sprawie i materiały dotyczące domniemanego zleceniodawcy kradzieży wyłączyła ze śledztwa. Będą one przekazane do Szwecji.

Hoegstroem został zatrzymany w lutym w Sztokholmie i umieszczony w areszcie. Miesiąc później szwedzki sąd zdecydował, że zostanie on wydany Polsce, co nastąpiło w kwietniu.

Na osobnym posiedzeniu sąd zadecyduje, czy zarządzi przepadek samochodu używanego do kradzieży.