Publikację jeszcze w marcu ma wydać tygodnik "Wprost". Dzisiaj na stronie internetowej publikuje jej fragmenty.

Według autorów książki - Marcina Dzierżanowskiego i Michała Krzymowskiego - tuż przed wylotem Tu-54 z warszawskiego Okęcia kapitan Arkadiusz Protasiuk rozmawiał z oficerem Biura Ochrony Rządu Piotrem Swędzikowskim. Przytaczaj oni jej treść.

Reklama

"- Arek, zapraszam wieczorem na imprezę. Mam dziś urodziny - zagadnął go Swędzikowski.
- Wszystkiego najlepszego! Dzięki za zaproszenie, jeśli wrócimy o czasie, to chętnie wpadnę.
- Spójrz na niebo - BOR-owiec zadarł głowę do góry. - Jakie ładne, niebieskie.
- Oby w Smoleńsku też takie było, bo prognozy są nieciekawe".


Po tej rozmowie - według tygodnika Tomasz Lisa - z Arkadiuszem Protasiukiem rozmawiał jeszcze szef Sił Powietrznych generał Andrzej Błasik.

Autorzy publikacji odpowiadają też na pytanie, dlaczego Antoni Macierewicz chciał po katastrofie jak najszybciej wracać do Polski. Według nich, poseł Prawa i Sprawiedliwości spodziewał się dymisji rządu i nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu.

Oto fragment opublikowanego przez "Wprost" tekstu na ten temat:

"- Panie pośle, natychmiast wracamy do kraju - po żołniersku zwrócił się do posła Tadeusza Woźniaka, który zorganizował wjazd parlamentarzystów PiS na katyńskie uroczystości.
- No ale, panie pośle, panie ministrze - wił się Woźniak. - Przecież nie odczepimy naszego wagonu i nie pojedziemy sami…
- Nie wiem, panie pośle. Natychmiast wracamy do kraju - Macierewicz kładł nacisk na słowo <natychmiast>. - Musimy tam być jak najszybciej. Jesteśmy w Polsce potrzebni".

Reklama

Innym faktem opisywanym przez Krzymowskiego i Dzierżanowskiego jest to, jak Polacy udawali przed stroną rosyjską, że nie rozpoznają zwłok Lecha Kaczyńskiego. Autorzy twierdzą, że tak było, gdy okazało się, że do Smoleńska leci Jarosław Kaczyński, który chce sam dokonać identyfikacji ciała swojego brata.

"- Mówmy im, że nie jesteśmy pewni, czy to on. Inaczej zabiorą jego ciało, zanim przyjedzie Jarosław - ustalili.
Wkrótce okazało się, że Rosjanie rzeczywiście chcą przenieść zwłoki Lecha Kaczyńskiego.

- Powinniśmy oddać mu wojskowe honory i położyć w lepszym miejscu, ze specjalną ochroną - zaproponował jeden z rosyjskich śledczych.
- Lepiej niech tu zostanie do czasu przyjazdu brata. My nie mamy pewności, czy dobrze go rozpoznaliśmy - zaprotestował Łątkiewicz.

Na wszelki wypadek stanęli blisko noszy stanęli funkcjonariusze BOR.
- Eto nasz prezydent. Nie nada! - krzyczeli, gdy podchodził któryś ze strażaków".






Stanisław Łątkiewicz był radcą polskiej ambasady w Moskwie.