Jak poinformował PAP we wtorek Maciej Lasek z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych w Warszawie są trzy bezpośrednie przyczyny katastrofy: brak ustawień wysokościomierza na radiowysokościomierzu, który sygnalizowałby zbliżanie się Mi2 do ziemi, lot w złych warunkach atmosferycznych, które uległy nagłemu pogorszeniu oraz niewłaściwie wykonany przez pilota manewr zawracania.
Lasek wyjaśnił, że kiedy śmigłowiec wleciał w bardzo intensywną mgłę, pilot podjął decyzję o powrocie, ale zwrot o 180 st. wykonał nieumiejętnie. "Tego typu manewry należy wykonywać na tej samej wysokości, albo nawet wyżej. Pilot swoim manewrem sprawił, że maszyna zaczęła opadać" - powiedział Lasek. Śmigłowiec uderzył o ziemię przy prędkości ponad 180 km na godz.
Z raportu Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych wynika jeszcze, że pilot nie miał doświadczenia w lotach w trudnych warunkach atmosferycznych. Ponadto załoga śmigłowca miała niewystarczające informacje od Instytutu Meteorologii Gospodarki Wodnej, które nie zakładały nagłej zmiany pogody.
Zdaniem szefa Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowskiego, pilot był doświadczony, latał od 1981 r. i miał wylatane 4,5 tys. godzin. "Charakter operacji, które wykonuje LPR każdorazowo niesie za sobą ryzyko. Dodatkowo świadomość załogi, że lecą do kogoś kto potrzebuje pomocy może powodować wewnętrzną presję, która w danych warunkach atmosferycznych powoduje brak decyzji o przerwaniu lotu. A to z kolei może prowadzić do takiego nawet błędu, za którą najwyższą cenę zapłacił sam pilot" - powiedział PAP Gałązkowski.
Legnicka prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy, po zapoznaniu się z raportem, wznowiła śledztwo, zawieszone w oczekiwaniu na wnioski komisji."Otrzymaliśmy raport komisji po bardzo długim czasie. Teraz prokurator musi ocenić wszystkie zgromadzone w tej sprawie dowody, w tym raport komisji. Pod koniec marca, na początku kwietnia poinformujemy co dalej w tej sprawie" - powiedziała PAP Lilianna Łukasiewicz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Śmigłowiec LPR leciał 17 lutego 2009 r. z Wrocławia w okolice Budziszowa do rannych w karambolu na trasie A4, gdzie zderzyło się ok. 20 aut. Maszyna rozbiła się w okolicach Jarostowa, kilkaset metrów od miejsca karambolu. W wyniku uderzenia śmigłowca w ziemię na miejscu zginęli: pilot 46-letni Janusz Cygański i pielęgniarz 50-letni Czesław Buśko. Przeżył lekarz, 41-letni Andrzej Nabzdyk, który doznał poważnych obrażeń, miał m.in. amputowaną nogę.