Prokuratura wojskowa zamierza stawiać zarzuty w śledztwie smoleńskim w wątku wojskowym - ujawnił we wtorek, nie podając dodatkowych szczegółów, Naczelny Prokurator Wojskowy Krzysztof Parulski. Według wstępnej opinii biegłych, samolot w chwili katastrofy był sprawny.

Reklama

Gen. Parulski nie chciał powiedzieć, kiedy śledztwo miałoby wejść w fazę "przeciwko osobom" (co następuje, gdy prokurator przedstawi zarzut osobie podejrzanej), ale pierwszy raz potwierdził, że możliwe są zarzuty w wątku wojskowym. Według szefa NPW, prokuratorzy dobiegają do końca z realizacją planu śledztwa w sprawie katastrofy, jaki określony został w maju. Następny ma powstać po tym, jak prokuratura otrzyma raport komisji kierowanej przez ministra Jerzego Millera.

Prokuratura ujawniła, że dysponuje dziennikami lotów i książkami rozkazów z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego oraz dane o pogodzie na lotniskach w dniach, w których w tym pułku odbywały się egzaminy pilotów. Zarazem podano, że prowadząca śledztwo Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie gromadzi dokumentację medyczną na temat urazów i operacji, jakie przeszły wcześniej osoby, które zginęły w tej katastrofie - co posłuży do sporządzenia polskiej opinii sądowo-lekarskiej na ich temat. Szef NPW powiedział przy tym, że strona polska wciąż nie dostała kompletnej dokumentacji medycznej od strony rosyjskiej.

Głównym punktem wtorkowej konferencji prokuratury była informacja, że prowadzący śledztwo dysponują ekspertyzą z firmy ATM, która wyprodukowała jedyny polski na pokładzie rejestrator lotu. Eksperci z tej firmy porównali zapisy pozostałych rejestratorów parametrów lotu, jakie były na pokładzie Tu-154M lecącym 10 kwietnia 2010 r. do Smoleńska.

Wiadomo, że zapis tego urządzenia będzie czytelny dopiero po zestawieniu go z danymi odczytanymi z rejestratora głosowego (nad czym wciąż pracują biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie). Rejestrator ATM ma dostarczyć obiektywnych danych o położeniu samolotu i pozycjach poszczególnych przyrządów sterowniczych oraz innych wskaźników, jakie w danym momencie widziała załoga samolotu.

Jak oświadczył Wojskowy Prokurator Okręgowy w Warszawie płk Ireneusz Szeląg, rejestratory nie wykazały, aby system odejścia w ostatnich sekundach lotu Tu-154M był aktywny. Wyjaśniał on, że rejestrator zapisuje inicjację całego systemu, a nie tylko naciśnięcie przycisku odejścia.

"Nie tyle tu chodzi o zarejestrowanie samego włączenia sytemu, co o inicjację działania samego systemu. To nie jest tak, że można zarejestrować samo włączenie tego przycisku. Rejestruje się inicjację systemu. Mogę powiedzieć, że wskaźnik dwustanowy wskazuje w ostatnich sekundach lotu parametr zero, czyli nieaktywny" - wyjaśnił Szeląg. Wojskowi prokuratorzy powiedzieli też, że "czarne skrzynki" nie rejestrują, czy system automatycznego odejścia był sprawny.

Reklama



Według płk. Szeląga, rejestratory parametrów lotu na Tu-154M nie zarejestrowały 10 kwietnia 2010 r. żadnych niesprawności maszyny aż do zderzenia jej skrzydła z drzewem o godz. 8.40 i 59 sekund. Dodał, że określono również precyzyjny czas katastrofy. Określono go na godzinę 8.41 i 0,4 sekundy czasu polskiego, biorąc pod uwagę opóźnienia rejestratorów względem czasu astronomicznego.

Jak mówił Szeląg, rejestratory samolotu przestały działać na ok. 1,5 do 2 sekund przed zderzeniem z ziemią. Przyczyną - według biegłych - było uszkodzenie instalacji elektrycznej.

"Dane z rejestratorów pozwalają bardzo zasadnie stawiać hipotezę, że w momencie, gdy przestały działać, los samolotu i osób, które znajdowały się na jego pokładzie, był już przesądzony" - mówił z kolei Parulski. W momencie, gdy rejestratory przestały działać, samolot znajdował się ok. 100 metrów od rejonu, gdzie znaleziono jego szczątki. "Nie stwierdzono, by w tym momencie cokolwiek zderzyło się z samolotem. Przestały działać rejestratory, a biegli jako najbardziej prawdopodobną przyczynę wskazują zaprzestanie działania instalacji elektrycznej" - zaznaczył.

Szeląg zaznaczył, że z tego faktu "nie można wyciągać jakichś szczególnych wniosków" i przypomniał, że do katastrofy doszło po urwaniu skrzydła samolotu, jego przechyleniu, a później obróceniu. "To była ta faza destrukcji; pełnej destrukcji samolotu" - dodał. "Do tego doprowadziło kilkanaście różnych zdarzeń" - podkreślił.

Prokuratura ujawniła też, że ABW i Żandarmeria Wojskowa weryfikują "wiarygodność osób, które przekazują różnorodne informacje dot. możliwych przyczyn katastrofy smoleńskiej". Jak mówił rzecznik NPW płk Zbigniew Rzepa, instytucje te działają na zlecenie prokuratury. "Żadnego z tych głosów nie chcemy przeoczyć" - zapewniał. Ujawniono ponadto, że ze sprawdzeń ABW nie wynika, by ktokolwiek po katastrofie używał telefonów jej ofiar, które były włączone, gdy samolot zderzył się z ziemią. Stwierdzono tylko, że na niektóre z aktywnych telefonów przychodziły SMS-y albo dzwoniła poczta głosowa.

Poinformował również, że zespół biegłych psychologów pracuje nad sylwetkami psychologicznymi załogi samolotu, w tym "wskazaniem mechanizmów zachowania oraz możliwości zakłóceń czynności psychicznych mogących mieć znaczenie dla rozpatrywanego zdarzenia". Jak dodał, badane jest to w kontekście poprzednich "doświadczeń życiowych" także tych związanych z wykonywaniem obowiązków służbowych, a więc z przewozem najważniejszych osób w państwie.

Z kolei Centralne Laboratorium Kryminalistyczne - dodał Rzepa - porządkuje pliki na zabezpieczonych nośnikach zawierające zapisy rozmów na wieży w Smoleńsku i rozmowy pilotów. Prokuratorzy poinformowali także, że zostały przetłumaczone wszystkie materiały otrzymane od strony rosyjskiej, a obecnie tłumaczona jest instrukcja użytkowania Tu-154 M.

Według Parulskiego, w śledztwie smoleńskim zgromadzono już 248 tomów akt i przesłuchano ponad 900 świadków. Prokuratorzy poinformowali również, że występowali czterokrotnie o materiały do parlamentarnego zespołu wyjaśniającego okoliczności katastrofy smoleńskiej. Zaznaczyli jednak, że "Biała księga" posła Antoniego Macierewicza nie stanowi dowodu w prowadzonym przez wojskową prokuraturę.

Gen. Krzysztof Parulski dodał, że czwarte pismo przesłane zostało już po upublicznieniu "Białej Księgi" zespołu kierowanego przez Antoniego Macierewicza. "Z punktu widzenia prokuratury najbardziej istotne wydają się teksty źródłowe; np. jeśli komisja dotarła do jakiegoś świadka, do którego nie dotarła prokuratura, to jest to okoliczność bardzo istotna. W tym zakresie plon pracy zespołu może przyczynić się do postępu w śledztwie" - dodał.