Wyrok Sądu Okręgowego w Poznaniu z 2009 roku zaskarżył prokurator i oskarżyciel posiłkowy, domagając się powtórzenia procesu. W środę sąd apelacyjny przyznał, że policjanci działali zgodnie z prawem, podkreślił, że błędy popełniono za to przy zabezpieczaniu miejsca zdarzenia i śladów w miejscu strzelaniny.

Reklama

Jak stwierdził, prowadzone w tej sprawie przez lata postępowanie nie wykazało, by można było policjantów skazać.

"Prawo (...) pozwala policjantom w trakcie interwencji na więcej, a w każdym przypadku pozwala im na ochronę swojego życia i zdrowia. W tym zakresie wywód sądu pierwszej instancji zawarty w aktach został przez sąd apelacyjny podzielony. Nie można zarzucić policjantom, że zachowywali się bezprawnie" - powiedział sędzia Przemysław Strach.

Zdaniem sądu, w trakcie prowadzonego postępowania popełniono poważne błędy, których należało uniknąć, zwłaszcza że uczestnikami zdarzenia byli policjanci.

"Zdarzenie miało miejsce w późnych godzinach wieczornych na peryferiach miasta. Nie zwalniało to jednak funkcjonariuszy policji, przybyłego prokuratora, innych służb od tego, by miejsce zabezpieczyć w sposób perfekcyjny. Każdy, włos, kamyk, drobina piasku powinny być zabezpieczona. Nie przeprowadzono wielu czynności, których przeprowadzić później już nie było można. Uznaję to za błąd postępowania, którego naprawić nie można i którym nie można obciążać oskarżonych" - powiedział.



"Na pewno ta sytuacja wykazała, że prawdopodobnie nie jesteśmy przygotowani na tego typu zdarzenia. Trzeba minimalizować pomyłki policjantów zatrzymujących przestępców. Trzeba też mieć zabezpieczony system reagowania w sytuacji, gdy takie zdarzenie z udziałem policji będzie miało miejsce" - dodał.

Reklama

Jak stwierdził, trzeci proces w tej sprawie z powołaniem kolejnych biegłych i przygotowaniem m.in. nowej opinii balistycznej jest zbędny, bo "nie ma możliwości, by cokolwiek w tej sprawie zrobić".

"Sprawa wywołała emocje, bo mamy tu do czynienia z interwencją przedstawicieli państwa, która się kończy w sposób fatalny. Z drugiej strony mamy pokrzywdzonych, którymi są w tej sprawie zupełnie przypadkowe osoby. Co do zasady państwo powinno obywateli chronić, a nie po nocach do nich strzelać" - powiedział sędzia.

Wyrok sądu jest prawomocny. Matka zastrzelonego Łukasza T. powiedziała dziennikarzom, że jest rozczarowana decyzją; zapowiedziała złożenie kasacji.

"My na tym nie poprzestaniemy, będziemy składać kasację od wyroku. Mam nadzieję, że trafimy wreszcie na taki sąd, który dopatrzy się nieprawidłowości, które popełnili ci czterej policjanci. Będę walczyć do końca, jestem to winna synowi" - powiedziała.

"Wyrok sądu nie jest niespodzianką, bo dowody zebrane w tej sprawie, świadczące o winie oskarżonych są bardzo wątłe" - powiedział po ogłoszeniu wyroku prokurator Zbigniew Frankowski.



Do strzelaniny doszło w nocy 29 kwietnia 2004 r. Policjanci chcieli zatrzymać i wylegitymować kierowcę samochodu marki Rover. Podejrzewali, że jedzie nim groźny, poszukiwany przez nich przestępca. Funkcjonariusze dwukrotnie próbowali to ustalić, podczas postoju na światłach.

Podczas trzeciego postoju na światłach próbowali zatrzymać obserwowane auto; kiedy jego kierowca ruszył, oddali w stronę samochodu kilkadziesiąt strzałów. Kierowca rovera zginął na miejscu, a pasażer został ciężko ranny i będzie do końca życia kaleką. Okazało się, że żaden z 19-latków nie był przestępcą, którego chciała zatrzymać policja.

Dawid Lis - ranny w tej strzelaninie - otrzymał prawomocnym wyrokiem sądu 900 tys. zł odszkodowania i comiesięczną rentę w wysokości 2 tys. zł.

W lipcu 2009 r. Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił oskarżonych i uznał, że funkcjonariusze użyli broni zgodnie z przepisami. Był to drugi proces w tej sprawie. W pierwszym, w 2006 r., sąd również uniewinnił policjantów. Apelacja nakazała przeprowadzić proces ponownie.