Jak poinformował w piątek PAP Dariusz Ślepokura z warszawskiej prokuratury okręgowej, wskazują na to zeznania jednego ze świadków, pracownika MSZ. "Według niego dowód został zniszczony przypadkowo. W tej chwili weryfikujemy te informacje. Śledztwo trwa" - zaznaczył prokurator.
Według nieoficjalnych informacji PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, pracownik MSZ miał m.in. powiedzieć, że dowód znajdował się w worku, który zamierzano zutylizować. "Nie zdawano sobie sprawy, że w środku mogą być dokumenty osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej" - powiedział informator PAP.
Jako pierwsze informacje o tym, że dokument mógł zostać zniszczony w MSZ podało radio RMF FM.
Sprawą zajmowała się początkowo wojskowa prokuratura okręgowa, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Wszczęła ona postępowanie dotyczące zniszczenia dowodu osobistego, a następnie przekazała materiały prokuraturze okręgowej.
Sprawę zniszczenia dowodu osobistego Tomasza Merty opisał "Nasz Dziennik". Według gazety dowód osobisty wydany rodzinie po katastrofie smoleńskiej ma wyraźne ślady nadpalenia. "Z dokumentacji rosyjskiej, która trafiła do polskiej prokuratury w ostatniej partii materiałów nadesłanych z Rosji wynika jednak, że ten sam dokument został zachowany w stanie idealnym" - pisał "ND".
Tomasz Merta był historykiem myśli politycznej, publicystą, ekspertem od spraw edukacji; od 2005 roku pełnił funkcję wiceministra kultury oraz generalnego konserwatora zabytków.