Godzina 14.35: „Tu wieża. Lot 16, zezwalam lądować. Wiatr przyziemny, 104 węzły” – usłyszał kapitan Tadeusz Wrona. Za jego plecami siedziało 220 pasażerów i 10 członków załogi. Musiał posadzić ich bezpiecznie na pasie lotniska Okęcie. Samolotem bez wysuniętego podwozia. Maszyna podeszła do pasa w asyście dwóch myśliwców F-16 i przy prędkości niemal 200 kilometrów na godzinę dotknęła brzuchem płyty lotniska. Piętnaście sekund później pasażerowie wybiegali z maszyny. Cali i zdrowi. Dziś przyznają, że były to najgorsze i najdłuższe sekundy w ich życiu. I najszczęśliwsze zarazem.
– Pilot poprowadził maszynę idealnie równolegle do pasa. Po prostu mistrzowsko wylądował w skrajnie trudnych warunkach – komentuje ekspert lotnictwa Tomasz Hypki. Dodaje, że zarówno załoga, jak i obsługa lotniska zadziałały perfekcyjnie. Dzięki nim żaden z pasażerów znajdujących się na pokładzie należącego do LOT-u Boeinga 767 nazywanego pieszczotliwie Papa Charlie nie został ranny. Straty materialne są jednak spore: uszkodzony pas startowy, zamknięte na przynajmniej kilkanaście godzin lotnisko, paraliż komunikacyjny Warszawy przez zamkniętą aleję Krakowską. No i maszyna, która zniszczona jest tak bardzo, że prawdopodobnie nie będzie się nadawała do remontu.
Wczorajsza awaria, która o włos nie zakończyła się tragedią, na nowo otworzy dyskusję o konieczności dokonania remontu w samym Locie. Spółka, której nazwa pada głównie przy okazji tematu prywatyzacji czy trudnej sytuacji finansowej, teraz będzie musiała stawić czoła opiniom, że jej samoloty są niebezpieczne, a flota zbyt leciwa. Pechowy Boeing 767 ma 14 lat, a i tak jest jedną z najnowszych maszyn w całej flocie polskiego przewoźnika. Dopiero od przyszłego roku stare maszyny mają być stopniowo wymieniane na nowe dreamlinery.
Do tego dochodzą nieustanne wojny toczone pomiędzy zarządem firmy a związkami zawodowymi. O co? O wszystko – zbyt niskie pensje, warunki pracy niepozwalające na odpoczynek, zbyt mało szkoleń, zużyty sprzęt. – Wczorajsze awaryjne lądowanie z pewnością podniesie temperaturę sporów na linii związki – zarząd – mówi „DGP” osoba z kręgów bliskich zarządowi przewoźnika. Dodaje, że związki dostały do ręki fantastyczną kartę związaną z bezpieczeństwem pasażerów i będą próbowały ją wykorzystać. Za chwilę wróci temat prywatyzacji, obsługi technicznej samolotów i kwestii płacowych. – Będzie gorąco – kwituje nasz rozmówca.
Reklama